
Jest to książka o tym, że „zwykły człowiek” może mieć bardzo dużo do powiedzenia. Niektórzy nazywają to posiadaniem przez każdego własnej historii. Myśliwski czasem przybiera melancholijny ton, czasem żartuje, przechodząc płynnie z tematu na temat. Chwilami musiałam od niego odpocząć, bo jest straszną gadułą. Gada i gada, a wyłączyć się, co czasem niechlubnie robimy w trakcie nudnych rozmów, przecież nie sposób. Tutaj trzeba cały czas słuchać, dlatego bywał męczący. Wtedy robiłam sobie przerwę. Lektura Traktatu... utwierdziła mnie w przekonaniu, że lubię słuchać. Może nie non stop, ale non stop przecież nikt nie lubi. Tutaj posłuchałam człowieka, który ani nie moralizuje, ani nie jest na tyle zgorzkniały i smutny, żeby nie chciało się poznać jego opowieści. Traktat… to ciekawa historia elektryka-saksofonisty. I co istotne, człowieka uważnego. Pobudził mnie do myślenia i sprawił, że wiele razy pomyślałam: no tak, tak właśnie jest, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo lubię to uczucie. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz