31 grudnia 2010

W roku 2010 dowiedziałam się, że:

1. Nie warto łączyć grzybków marynowanych z wódką.
2. Czasem trzeba pozwolić komuś odejść, nie walczyć, nie szarpać się, nie próbować zmieniać, po prostu pozwolić odejść. Nawet, jeśli ta osoba fascynuje i się za nią tęskni. Może lepiej zacząć kochać siebie niż osobę, która na to nie zasłużyła. Tak:)
3. Altruizm nie istnieje, ludzie pomagają innym, żeby poczuć się lepiej. Ale co z tego, jeśli można sprawić, żeby ktoś chociaż na chwilę przestał być smutny, samotny czy żeby przestało mu się nudzić – dlatego angażuję się w wolontariat. Egoizm, który przydaje się innym.

Uznaję ten rok za bardzo wartościowy. Czuję się, jakbym była kimś innym niż 1 stycznia 2010. Wydarzyło się wiele. Dobrego i złego. Nie, nie żałuję, po co żałować.

Najlepsza książka: Złodziejka książek Markusa Zusaka
Najlepszy film: Filadelfia lub Zło

Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy w kolejnym roku.
A Wy? Jesteście ciekawi swojej przyszłości?

Życzę Wam udanych imprez sylwestrowych, a potem dużo siły i uśmiechu :)

Olka

28 grudnia 2010

Rene Goscinny, Jean-Jacques Sempe „Nowe przygody Mikołajka”

Kiedy wybierając prezent dla przyjaciółki, zapytałam panią w księgarni o lekturę lekką i dowcipną (a ona pokazywała mi romanse historyczne), nie znałam jeszcze Mikołajka.

To książka, w której narratorem jest mały chłopiec, żyjący w latach 60-tych we Francji. Ma kolegów, z którymi uwielbia rozrabiać, a kiedy rodzice zrobią coś, co mu się nie podoba, tupie albo krzyczy, że ucieknie z domu i będą go żałować.

Brzmi dosyć standardowo.

Ale kluczem tej książki jest jej niezwykły styl. Mikołajkiem jest przecież dorosły facet, który przypominając sobie własne przygody z dzieciństwa i wymyślając nowe, naśladuje sposób myślenia dziecka. Tym mężczyzną jest Rene Goscinny. W połączeniu z zabawnymi rysunkami Sempego, mamy inteligentne i śmieszne historyjki, przyprawione dużą ilością ciepła i szacunku dla dzieci. Takiej książki nie mogłyby stworzyć osoby, które dzieci nie lubią.

Tutaj dwa fragmenty – pierwszy: jak Mikołajek miał się kąpać sam pierwszy raz i wybierał sobie zabawki, żeby było fajnie i drugi: świadczący o wielkiej dobroduszności naszego małego bohatera.

Nie wziąłem misia, bo zostało mu jeszcze trochę sierści – resztę zgoliłem starą maszynką taty, która już nie działa. Bo rzeczywiście, jak raz włożyłem misia do wody, w wannie zostało wszędzie pełno sierści i mama była niezadowolona. Poza tym miś po kąpieli nie wyglądał za ładnie, a ja nie lubię niszczyć zabawek. Bardzo o nie dbam.


W czwartek poszedłem z mamą na zakupy. Kupiła mi śliczne żółte buty – szkoda, że nie będę mógł w nich chodzić, bo mnie uwierają, ale żeby być grzecznym i nie robić mamie przykrości, nie powiedziałem jej tego.


Czytając Nowe przygody Mikołajka, wspominałam własne dzieciństwo, kiedy budowałam z siostrą cioteczną domki z krzeseł i koców i siedziałyśmy tam przy latarce, kiedy robiłyśmy błoto w ogrodzie, a z niego potrawy i ciasta, kiedy wymyślałyśmy sobie mężów i dzieci albo robiłyśmy miksturę w łazience – wlewałyśmy wszystko co się dało do jakiegoś pojemnika, a potem to zaczynało śmierdzieć, chociaż każdy płyn osobno pachniał, i pytałyśmy siebie: „To co robimy?”, „Wylewamy do kibla?”, „Wylewamy”.

A w szkole, tak jak u Mikołajka, pani denerwowała się na dzieci piszące do siebie karteczki. I nawet musiałam sama sobie wpisywać uwagi!


27 grudnia 2010

Wiesław Łukaszewski „Udręka życia. Jak ludzie radzą sobie z lękiem przed śmiercią”

Udało mi się przebrnąć przez książkę z psychologii społecznej, a trzeba przyznać, był to dla mnie nie lada wyczyn. Nie, książka ze społecznej to nie lekki i przyjemny opis, jak ludzie zachowują się wtedy i wtedy, ale także, a może przede wszystkim przedstawienie setek badań, których wyniki często są ze sobą niespójne i próba złożenia ich w logiczną całość.

Tematyka za to bardzo interesująca.

Łukaszewski, w pierwszej części książki, opisuje dwa ciekawe zjawiska, zaprzeczające lękowi przed śmiercią. Pierwsze z nich to efekt Wertera, który polega na tym, że po informacji o samobójstwie znanej osoby nasila się liczba samobójstw, przy czym najwięcej ludzi zabija się czwartego dnia po opublikowaniu tej informacji. Efekt Wertera może jednak utrzymywać się bardzo długo. Autor podaje przykład 19-letniej Japonki Kiyoto Matsumoto, która w 1933 roku rzuciła się do wulkanu Mihara-Yama. Ponieważ sprawę nagłośniono, w tym samym roku w jej ślady poszły 143 osoby, a w 1934 roku – 167 osób.

Kolejnym zjawiskiem jest birthday blues, polegający na tym, że samobójstwa nasilają się w specjalnych terminach – ludzie popełniają je częściej tuż po urodzinach, po świętach, rocznicach niż przed tymi ważnymi dniami.

Głównym tematem książki jest jednak teoria opanowania trwogi autorstwa trzech badaczy amerykańskich: Greenberga, Pyszczynskiego i Solomona. Teoria ta mówi, że w pokonywaniu lęku przed śmiercią pomaga człowiekowi jego światopogląd i wysoka samoocena.

Jeśli chodzi o światopogląd, Łukaszewski podsumowuje, że pobudzenie człowieka do myślenia o śmierci (poprzez np. wyobrażenie sobie swojej śmierci czy też swojego ciała 3 miesiące po śmierci) powoduje, że jeszcze mocniej popieramy nasze poglądy, jeszcze bardziej: akceptujemy ludzi, którzy mają takie same poglądy jak my oraz potępiamy tych, którzy mają poglądy odmienne od naszych. Sprawą kontrowersyjną jest tutaj niejasność i szerokość pojęcia „światopogląd”.

Badając związek między wysokością samooceny a lękiem przed śmiercią, badacze udowodnili, że osoby o wysokiej samoocenie mają mniejsze negatywne skutki lęku przed śmiercią i są mniej wrażliwe na sygnały jej dotyczące. Wykazano też, że lęk przed śmiercią powoduje wzrost samooceny (jest to reakcja obronna). Jednak i tutaj nie brak kontrowersji – autorzy teorii stwierdzili, że samoocena jest po to (i tylko po to), żeby chronić nas przed lękiem przed śmiercią – jest to oczywiście teza przesadzona.

Teoria opanowania trwogi nie jest jednak doskonała. Są dowody na to, że ludzie broniąc się przed lękiem przed śmiercią, uciekają w bliskie związki, konsumpcję, zachowania ryzykowne i jeszcze wiele innych zachowań. Łukaszewski dobrze przedstawia słabe strony tej teorii i podaje podejścia alternatywne.

Brzmi to może niezbyt zachęcająco, ale jeśli pomyśleć o konkretnym człowieku, o jego lęku przed śmiercią i o tym, jak próbuje sobie z tym lękiem radzić… Uświadamiamy sobie, że my też stosujemy te wszystkie sztuczki, że to książka o nas. Bo przecież nasza „nieśmiertelność” kończy się w dzieciństwie, kiedy zaczynamy rozumieć, że śmierć to nie to samo, co sen.

7 grudnia 2010

NIC NAD ZDROWIE

Ani lepszego,
Ani droższego;
Bo dobre mienie,
Perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale -
Gdy zdrowie w cale (…)


Jak mądrze pisał Jan z Czarnolasu :-) Dzisiaj po wyjściu od lekarza poczułam wielką ulgę. Tomografię będę miała po Nowym Roku, ale czy mi wyjdzie kostniak czy coś tam w sierpie to mi nie zagraża, tak powiedziała doktorka. RTG jest niewyraźne, części się na siebie nakładają i dlatego nie wie, co to jest. Przepisała mi sterydy do nosa i powiedziała, żebym przyszła za jakiś czas i powiedziała, czy pomogły. Więc było bardzo ok.

Za tydzień moja pierwsza wizyta na oddziale rehabilitacji w DSK. Mam tremę :D

Wczoraj zaczęłam czytać Nowe przygody Mikołajka René Goscinnego i mnie wciągnęły. Niesamowite jest to, jak dziecko opisuje świat, a jeszcze bardziej niesamowite, jak człowiek szybko zapomina, że kiedyś też w ten sposób myślał.

Przede mną nudne kolokwia, jutro z komunikacji społecznej. Zaraz się zmuszę do nauki :-)

6 grudnia 2010

Gdyby Wojaczek żył…

…skończyłby dzisiaj 65 lat. Kim by był? Spokojnym staruszkiem? Zażywającym antydepresanty? Pacjentem szpitala psychiatrycznego?

Grzecznym poetą jeżdżącym na spotkania autorskie? Jakie pisałby wiersze? A może prozę? Pisanie prozy jest podobno trudniejsze niż pisanie poezji.

Czy skończyłby się jego bunt?

Czy kochałby swoją córkę? Czy znałby swoje wnuki?

Jakim byłby człowiekiem?

Jutro premiera jego jedynej powieści, nigdy wcześniej nie publikowanego Sanatorium. To już ostatnia rzecz, jaką po sobie zostawił.