30 października 2020

Marazm

W snach wracają do mnie obrazy, miejsca i ludzie z przeszłości. Tym więcej dzieje się w snach, im większy marazm odczuwam na jawie. 

Jak wszyscy ludzie, mierzę się z utratami. Wielu przyjemności, poczucia bezpieczeństwa, okazji do rozwijania swoich pasji. Czuję, jak mało jest we mnie życia. Najchętniej bym tylko spała. 

Do tego strajki, na których nie mogę być, bo jestem w domowej izolacji. Wściekłość na absurd nowej ustawy aborcyjnej jeszcze mnie osłabiła. Jak długo kobiety będą musiały udowadniać, że myślą i czują?

Tylko koc i książka mogą mnie uratować. Ota Pavel przenosi mnie w wyidealizowany świat czeskich wiosek, przerywany traumami wojny.

A na drugie danie psychoanaliza, w której zawiera się życie i rozpacz, przetrwanie i śmierć, utraty i wzrost. Tak, psychoanaliza tłumaczy mi, że mogę się tak czuć. I że to tylko etap.

8 października 2020

Tamten dzień

Było słonecznie, w całym mieście pachniało kwiatami pomarańczy. Miałyśmy ze sobą dwa złote serca na łańcuszkach, które wcześniej zdążyły się nieźle zaplątać. Przed wejściem do pałacu w Sewilli czekałyśmy w sporej kolejce. To co zobaczyłam, oczarowało mnie. Jakaś część mnie została w Andaluzji, w połączeniu kultury europejskiej i arabskiej, sceneriach jak z Baśni tysiąca i jednej nocy.

Zastanawiałam się, jak to zrobić. Jak oświadczyć się J. w tym pięknym ogrodzie, wśród pomarańczowych i cytrynowych drzew. Wśród ludzi z Hiszpanii i z całego świata. W tamtym momencie czułam się nieporadna, a jednocześnie czułam, że coś konstruuję. Nikt mnie nie nauczył jak można oświadczyć się kobiecie, bez pierścionka, bez szans na ślub. A jednak obie czekałyśmy na ten dzień.

Wstydziłam się, że powiem coś banalnego. Może powiedziałam, już nie pamiętam. A potem było dalsze zwiedzanie, spacery i paella, której nie zapomnę. Rzygałam po niej jak kot i dotarło do mnie, że chyba mam alergię na krewetki. Dodatkowo toaleta w hostelu była na drugim końcu korytarza, bo sama wybrałam pokój z opcją „cichy”. J. pobiegła kupić mi miętę, żeby chociaż trochę mi ulżyło. Złote serce cały czas było ze mną. Ta sytuacja stała się dla mnie metaforą związku. Nawet jak jest źle, ona zawsze jest obok.

Następnego dnia patrzyłyśmy na Placu Hiszpańskim jak dziewczyna o krzywym zgryzie i zgrabnej figurze tańczy flamenco, było w tym piękno, ogień, cierpienie i moc. Było mi tak dobrze. Tak dobrze.