15 września 2010

O czytaniu pod koniec wakacji

Kiedy nie mam nic innego do roboty, czytam. Najpierw powoli, potem przyspieszam, czytam coraz bardziej zachłannie, jakby książka miała mi wyfrunąć z rąk (no chyba że rozpraszają mnie różne rzeczy, wtedy jest BARDZO wolno). Tak było (i jest) w te wakacje. Do tej pory mam w głowie przygody Liesel Meminger i srebrne, dobre oczy jej Papy. Złodziejka książek Markusa Zusaka była zdecydowanie „moją” książką, chociaż … zaczynała się dziwnie.

A kiedyś? O, jak mnie wymęczyły niektóre książki. Jak mordowałam Krzyżaków. Do dziś pamiętam, że Jagienka pupą rozłupywała orzechy, a Jurand ze Spychowa miał jedno oko, ale reszty to już nie bardzo. Ile włożyłam wysiłku, żeby znieść trzynastozgłoskowca naszego Wieszcza! Jak zmuszałam się do przejścia przez pustynię i puszczę! A zaczęło się niewinnie, od krótkiej Na jagody Konopnickiej, którą znienawidziłam w pierwszej klasie.

Takie przeżywałam męczarnie, a i tak większości lektur nie przeczytałam. Może do nich wrócę, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Pod przymusem nie da się lubić. Może dlatego teraz czytam chętniej. Zakładki, muszę przyznać, mam mało szlachetne. Kiedy czytam u babci w kuchni, są z papieru toaletowego. Tak się jakoś przyzwyczaiłam, że kiedy kończę pierwszy fragment, urywam kawałek i już jest zakładka :D. W domu używam kolorowych karteczek.

Szukałam fragmentu Złodziejki książek, który mogłabym tutaj przepisać. Ale nie znalazłam. Tak bardzo podoba mi się całość.

Wkleję za to dwa wiersze Kofty, które ostatnio poznałam.

Jonasz Kofta

JUŻ TYLKO SIĘ ZNAMY

To może przypadek,
Że znów się widzimy
Patrzymy na siebie
W spokojnej udręce
Wspomnienia spłowiały
Przez lata i zimy
Już tylko się znamy
Nic więcej

Uśmiechasz się dziwnie
Inaczej niż wtedy
Gdy było do siebie
Nam bliżej niż blisko
To było niedawno
A mówi się kiedyś
Już tylko się znamy
To wszystko

Dzielimy złą ciszę
Obcymi słowami
Ty serce masz chłodne
I chłodne masz ręce
Za chwilę pójdziemy
Innymi drogami
Bo tylko się znamy,
Nic więcej


OSTINATIO DETERMINARE I

Wiatr
Jaki wiatr
W kurtynę nocy dmie

Na pustej scenie
Ciemne przestrzenie
Zaraz pochłoną mnie

Dal
Jaką dal
Skrywa szkarłatny zmierzch

By ją odnaleźć
Muszę oszaleć
Pobiegnę tam gdzie kres

Nagły zachód słońca
Słońca wschód
Odmierzę tańczącą
Parą nóg
Po to tańczę, tańczę
Poprzez mrok
By ukoić istnienia głód

Wiatr
Jaki wiatr
Niesie świetlisty pył

Słońca, księżyce
Domy, ulice
Pędzą kontury brył

Dal
Jaką dal
Kryje kulisa mgły

Na wielkiej scenie
Jedno istnienie
I dekoracji zgrzyt

Uwięziona w czasie
Wyrwę się
Przez kolczasty zasiek

Będę biec
Zgubię, zgubię pogoń
Zmylę ślad
I nie znajdzie mnie
Moja śmierć

Prostota i piękno. Za to właśnie polubiłam Koftę.

8 komentarzy:

  1. A tam z prawej masz zaznaczone, że czytasz Myśliwskiego. Cholera, Mistrz! Moim zdaniem najlepszy polski prozaik ever!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam, czytam :-) A Ty co lubisz Myśliwskiego?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój ulubiony. "Kamień na kamieniu" to jedna z najlepszych polskich powieści w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  4. A co powiesz o Widnokręgu? Znasz?

    OdpowiedzUsuń
  5. On pisze tak samo od lat. "Traktatu" nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę, że po Traktacie przeczytam jeszcze jakąś jego książkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Polecam poczekać z pół roku.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po Traktacie w ogóle, nie od razu ;-) Tak samo mam z Tokarczuk, wiem, że kiedyś do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń