25 lipca 2011

One Lovely Blog Award

Biorę udział w zabawie, która polega na napisaniu o sobie 7 rzeczy, jakich mogą nie wiedzieć czytelnicy mojego bloga. Nominował mnie snoopy. Ja zapraszam leelooo i frustratkę.

1. Kiedy byłam w liceum, mój dobry znajomy, wtedy jeszcze pan Michał, zapytał mnie czy zechciałabym przychodzić na klub filmowy. Wahałam się, bo filmy mnie wtedy nieszczególnie interesowały, znałam tylko mdłe amerykańskie obyczajówki. Na początku obejrzeliśmy 21 gramów i coś Almodovara. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez filmów.

2. Moim wielkim marzeniem jest posiadanie córeczki. Oczywiście w dalekiej przyszłości.

3. Decyzję o pójściu na studia psychologiczne podjęłam w gimnazjum. Koledzy z klasy znęcali się wtedy na mnie, łącznie z popychaniem na korytarzu, moje przezwisko to była Owca (nie, nie ma logicznego wytłumaczenia), a jeszcze wcześniej Silikon (nie znali się chłopcy, na silikon nie działa prawo grawitacji).

4. Byłam bardzo nieśmiałym, ułożonym dzieckiem. Od pierwszej klasy podstawówki do trzeciej gimnazjum miałam świadectwa z paskiem. Ale myśleć zaczęłam w liceum, a żyć na studiach.

5. Jestem gorącą przeciwniczką aborcji z powodu widzimisię kobiety, jestem za eutanazją na życzenie, ratowaniem wszystkich samobójców, kastracją pedofilów (ale nie chemiczną, normalną), psychoterapią dla modelek i świadków Jehowy, masturbacją młodzieży, obowiązkowym kąpaniem bezdomnych w specjalnie do tego przeznaczonej łaźni oraz nie mam nic przeciwko związkom homoseksualnym, a lesbijki to nawet lubię.

6. Jestem niesamowicie upierdliwym człowiekiem. Jak mi na czymś zależy, to będę piłować, aż osiągnę cel.

7. Bardzo bym chciała pojechać w jakieś mało turystyczne miejsce, np. do Azerbejdżanu.

21 lipca 2011

Wakacje w Lubartowie

Hoduję w sobie irracjonalną wiarę, że dobro wraca do człowieka. Dzisiaj wybiegłam za młodą kobietą i małą dziewczynką, które zostawiły w autobusie jakieś różowe wstążeczki. Pomyślałam, że gdybym była tą małą dziewczynką, byłoby mi bardzo przykro, a może nawet bym się popłakała. Powiedziałam kierowcy, żeby poczekał i wybiegłam.
Siedząc już z powrotem w autobusie przypomniałam sobie o tym, jak w drodze do Lublina wypadł mi z torebki telefon. Poprosiłam dziewczynę siedzącą obok, żeby do mnie zadzwoniła. Dzwonek był cichy, więc na nim nie polegałam, ale wibracji też nie czułam. Prawie u celu podróży zaczepił mnie jakiś chłopak z tyłu i zapytał, czy to mój.
Analogiczne sytuacje. Piękne złudzenie.

Teraz mi smutno, bo zdechła Fila, nieoswojona i zawsze czysta kicia o dużych oczach. Prawdopodobnie pogryzł ją jakiś obcy pies. Tak strasznie miauczała, więc to chyba lepiej.

Siedzę w kuchni, w Lubartowie. Jestem wypełniona myślami, tak jak ogórkami wypełnione są słoiki stojące na zimnym piecu. Tylko że moje myśli upchane są ciaśniej.

19 lipca 2011

Trochę więcej o wycieczce

Naszą sąsiadką była pani z Muszyny, która wołała na nas swojsko „cipki, cipki”, miała równie szalonego męża i nieśmiałego syna, lat prawie trzynaście. Gotowała nam kluski i sos, które zostawiałyśmy we wspólnej kuchni, swojej rodzinie żur z dużą ilością kiełbasy, opalała się albo kąpała. Góry jednym słowem nie przeszkadzały jej w odpoczywaniu.

W Sromowcach wsiadłyśmy do łodzi numer sto. Skierowała nas tam chyba jakaś siła wyższa, bo chwilę za nami wsiadło wesołe towarzystwo, średnia wieku 50, z akordeonem i jak się później okazało dużą ilością gorzkiej żołądkowej. Jakiś pan odwrócił się do mnie i mówi: proszę bardzo, a ja: nie, nie, a on: no weź, sama cola. Za chwilę każda z nas miała w ręku kubeczek, potem poczęstowali nas jeszcze kanapkami z kotletem („bierz, bierz, dzisiaj tłuczone”), wręczyli śpiewniki i zaczęli koncert. Góralu, czy ci nie żal słychać było chyba na Trzech Koronach. Ludzie w innych łodziach patrzyli się na nas trochę dziwnie, ci z lądu odmachiwali paniom tańczącym w rytm muzyki. A ja zdałam sobie sprawę z tego, że każdą piosenkę można przerobić na zbereźną. W ogóle ludzie gór to wielcy zbereźnicy, ci państwo również byli z południa.

Kiedy wysiadłam w Szczawnicy, dowiedziałam się, że przyjęli mnie na etnologię. Jak się później okazało, będę mieć zajęcia w starym humaniku, tam gdzie filozofia. Nie powiem, żeby mnie to pozostawiło obojętną. Mijać wariatów codziennie na korytarzu - sama radość. Papiery odebrał ode mnie bardzo miły pan z kulturoznawstwa. Ale powróćmy do wycieczki.

Wejście na szczyt kosztowało mnie sporo wysiłku, nie te lata już, albo nie te płuca, albo zaburzenia somatyzacyjne, wszystko jedno. Jeśli można przeżyć estetyczny orgazm, to miewam go na szczytach gór. To jedyna chwila, kiedy wiem, że bóg istnieje. Po kilku minutach pewność odchodzi.

W drodze powrotnej zagrałyśmy w kuku na pytania. To był bardzo dobry pomysł, bo wyszła z gry niesamowita, pełna otwartości, wstydu i ciekawości rozmowa. Wycieczka się udała, o tak.

16 lipca 2011

Legenda o księżniczce Brunhildzie z zamku w Niedzicy

Dawno, dawno temu w pięknym zamku mieszkała księżniczka Brunhilda.



Była samotną dziewicą-nimfomanką z trudną przeszłością. W tej komnacie poddawała się praktykom BDSM.



Czasem oglądała TV, ale na dłuższą metę to co to za życie.



Więc pewnego razu nie wytrzymała napięcia i popełniła akt najwyższego masochizmu. Rzuciła się z okna wieży.



Podczas zwiedzania tego zamku, wszystkie dzieci płakały. Czyżby coś czuły?

8 lipca 2011

Gott ist tot

Bóg rzekł: „Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata; aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią. I stało się tak. Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy.

Bardzo poetyckie, tylko szkoda, że tak krótko. Rozumiem metafory, ale i tak nie chce mi się wierzyć, że istota wyższa dyktowała człowiekowi tekst o tym, że słońce i gwiazda to co innego, bo myślała, że nie zrozumiemy innej wersji.

Gdzie jest cała reszta ciał niebieskich?

Wtedy o nich nie wiedzieliśmy.