31 grudnia 2018

Nie ma

"Manchester by the Sea"- film, który niedawno obejrzałam, dobrze wpisał się w klimat przeczytanej właśnie książki "Nie ma" Mariusza Szczygła.

W obu tych historiach (u Szczygła to zbiór historii) na pierwszy plan wysuwa się brak czegoś i sposób radzenia sobie z nim. Książka i film dotknęły mnie równie mocno.

Ostatni dzień roku to odpowiedni czas, żeby przemyśleć, czego w moim życiu nie ma, czego nie będzie, a co mogłoby być. Kończę ten rok z poczuciem odciętej od rodziców pępowiny (bolesny zabieg), pracy nad swoim postrzeganiem autorytetu i podjętych dobrych życiowych decyzji. Chciałabym być trochę mniej naiwna, ale tak samo wyrozumiała. 

26 grudnia 2018

Dekonstrukcja

Dorosłe święta okazały się równie radosne, co trudne. Dwadzieścia parę lat przyzwyczajeń kontra nowe sposoby świętowania, spędzania wolnego czasu, bycia blisko. Bycia prawdziwie. 

Nie pamiętam innych świąt niż te u babci w Lubartowie, być może innych nigdy nie było. 

Nie jesteśmy na świecie po to, żeby spełniać potrzeby innych - napisała Anka. Ma to sens, ale zrozumie to tylko ten kto żyje po swojemu, w jakiś sposób sprzeciwiając się rodzinie. 

A stawianie granic matce - to już Himalaje wyzwań. 

Masz wybór, mamo. Możesz mnie opuścić albo być po mojej stronie. 

29 listopada 2018

List do Pacjenta

Nie jesteś pacjentem, bo nie jesteś chory, ale słowo klient także nie oddaje istoty sprawy. Nie musisz się wstydzić, wezmę Twoje myśli, których nie możesz wytrzymać. Potrzymam je w sobie, aż zrozumiesz, że to nie Ty oszalałeś, tylko ludzie, którzy zrobili Ci krzywdę. Nie jestem w niczym lepsza od Ciebie. W niczym. Razem poskładamy Twoją historię w całość.

22 października 2018

Rzym

Galeria Borghese. Oglądam "Apollo i Dafne" Berniniego, chyba najpiękniejszą rzeźbę, jaką widziałam w życiu. Wiem, że matka jest wściekła. Przebiegła przez muzealne sale, żeby szybko wyjść z budynku. Na pewno czeka już przed wejściem. Niepokój ściska mi gardło. Ale nie mogę oderwać wzroku od tej sceny. Przerażona Dafne przemienia się w krzew wawrzynu.






8 sierpnia 2018

Lubartów

Regresja. Słodka regresja o smaku dzieciństwa. Ucisk w żołądku.

Zostawiam to miasto, gdzie wszystko jest prostsze. Dzień ma swój schemat, a noc jest naprawdę czarna.

Wracam do codzienności, odległej o siedem godzin jazdy. Ani lepszej, ani gorszej, po prostu innej. Dorosłej.

7 lipca 2018

Marino, może kiedyś przyjedziesz do Krakowa?

Długo poszukiwałam odpowiedzi na pytanie, czy w imię sztuki można robić sobie krzywdę i gdzie jest granica między artyzmem a chorobą. I nie znalazłam jej.

Wprawdzie w biografii Abramović można doszukać się powodów jej zachowania, usprawiedliwienia dla cielesnych eksperymentów, poznawania granicy własnego bólu, za którą widziała już tylko wolność. Jednak zagłębiając się w historię jej życia i rozumienie przez nią sztuki, coraz bardziej oddalałam się od typowego dla siebie diagnozowania. Zaczęłam myśleć o jej sztuce jak o części jej życia. I części jej ciała.

Może siła performansu tkwi w tym, że tutaj nie można niczego poprawić, niczego udawać. Artysta i dzieło stanowią jedną całość, wszystko odbywa się tu i teraz. Prawdziwe są emocje Mariny i widzów, którzy stają się elementem spektaklu. I jak to w tłumie - czasami puszczają im hamulce.

Gdybyś zechciała powtórzyć "Artystkę obecną" w Krakowie, chętnie ustawiłabym się w kolejce.

12 czerwca 2018

Figura matki

zamiast trwalsza niż ze spiżu
ona stoi z papierosem w dłoni
kierując się logicznym wywodem
że nikt w rodzinie nie umarł na raka
więc i ona nie będzie go miała

nic tak nie boli jak myśl że kiedyś
pozostaną po niej tylko czarno-białe zdjęcia
na których marzyła o długim dobrym życiu
z mężczyzną którego nie spotkała
i z dziećmi którym przekaże swoją siłę

Wenus z Willendorfu
tylko szczupła
i kardiologiczna

24 maja 2018

Agneta Pleijel "Wróżba"

Subtelne wtrącenia o psychoanalizie mogą świadczyć o tym, że Autorka przeszła własną terapię. Opowiada swoją historię w szczery i przejmujący sposób. Jej przekaz wzmacnia fakt, że zdobyła się na to będąc już kobietą w starszym wieku.

Jestem pod dużym wrażeniem tego, jak Pleijel bada swoją wrażliwość (i jej skutki), a także wpływ rodziny na sposób widzenia przez siebie świata. Robi to mocno i bezkompromisowo, ostatecznie jednak nikogo nie pozostawiając bez próby zrozumienia.

Autorka opowiada, co przeżywała dorastając w latach 40. i 50. ubiegłego wieku w Szwecji, ale myślę, że jej doświadczenia nie różnią się znacząco od tego, jak to wyglądało to w wielu innych krajach w późniejszym czasie (i wygląda nadal w różnych miejscach na świecie). Poza tym jest to chyba jedyna znana mi powieść, w której tak otwarcie poruszony został temat rozwijającej się, dziewczęcej seksualności.

Jak można się domyślać, najbardziej surowa Autorka jest dla samej siebie. Jednak po przeczytaniu jej wspomnień można doznać uczucia ulgi i myślę, że takie uczucie towarzyszyło jej na koniec tworzenia. Ulgi i wolności. Zrzucenia z siebie historii, którą dźwigała całe życie.

1 maja 2018

Kreta już za 4 dni

Już niedługo zobaczę morze. Tak długo na to czekałam... Będzie dużo pierwszych razów: pierwszy lot samolotem, pierwszy raz na wyspie, pierwszy raz na południu Europy. Jestem ciekawa ludzi, widoków, smaków. I tego czy dam radę się odprężyć...

Ostatnio na morze patrzyłam w lipcu 2016 roku w Tallinnie. Było deszczowo, Bałtyk niemal graniczył z rozległym parkiem, a w tle smutno majaczył statek. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, ale trzeba było już wracać. 

Lubię ten cytat Hemingwaya (z książki, z której się kiedyś śmiałam): 

Zawsze nazywał w myśli morze: la mar, bo tak nazywają je ludzie po hiszpańsku, gdy je kochają, mówią o nim złe słowa, ale zawsze tak, jakby chodziło o kobietę. Niektórzy młodzi rybacy [...] mówili o nim el mar, co jest rodzaju męskiego. Mówili o nim jak o przeciwniku bądź miejscu, bądź nawet wrogu. Ale stary zawsze myślał o nim w rodzaju żeńskim, jako o czymś, co udziela albo odmawia wielkich łask, a jeśli robi rzeczy straszne i złe, to dlatego, że nie może inaczej. "Księżyc działa na nią jak na kobietę" - myślał.
E. Hemingway "Stary człowiek i morze"

Tak, morze przywodzi na myśl kobiecość, jest silne i pełne. 

21 kwietnia 2018

Ludzie, których spotykam przypadkiem

- Pokazać dowód? - Zapytała dziewczyna z dużą ilością czarnych kolczyków w różnych miejscach na twarzy i tunelami w uszach. Sprzedająca była zaskoczona, stwierdziła, że nie trzeba, a ją oblał rumieniec. W gruncie rzeczy była rumieniącą się nastolatką o jasnej cerze i blond włosach, ale kolczyki, piwo Redds przesuwające się na sklepowej taśmie i dowód osobisty przygotowany, żeby się nim pochwalić, miały pokazać, że jest już dorosła. Uśmiechnęłam się w duchu i zaczęłam się zastanawiać, jak ja postrzegałam kiedyś dorosłość. Kiedy byłam mała, wydawało mi się, że dorośli palą papierosy i piją wódkę przy ważnych okazjach. Potem, że chodzą gdzie im się podoba i nikomu nie muszą się tłumaczyć. Następnie, że mają pieniądze, żeby wydawać je tak, jak chcą. Teraz przyznaję - każdy z tych pomysłów był nietrafiony. :-) Społeczne konwenanse, obowiązki, bliskie relacje i własne podejście do wielu spraw przekształcają je nie do poznania.

Innego dnia, wracając po pracy do domu, widziałam zabawę w chowanego trójki dzieci. Starsza dziewczynka pouczała i pilnowała dwójki pozostałych. W pewnej chwili zarządziła, że mały chłopczyk ma odliczyć do dziesięciu i szukać. Chłopczyk stanął odwrócony do niej i zakrył oczy rękami. Ona mówi: "licz", a on odpowiada "ja nie umiem". Rozczuliło mnie to i zaciekawiło. Jak poczuł się ten chłopiec, kiedy uświadomił sobie, że nie potrafi liczyć? Czy zazdrościł dziewczynce? A może w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Może był szczęśliwy, że biega wieczorem po dworze z innymi. Z jakiegoś powodu zapamięta tą scenę albo szybko zapomni wpisując ją nieświadomie w spójny obraz swojego dzieciństwa.

Pamiętam, jak chodząc do którejś z pierwszych klas podstawówki, uczyłam Justynę dodawać i odejmować 3-cyfrowe liczby. Byłam taka dumna, że mogę ją czegoś nauczyć. To był jedyny moment w moim życiu, kiedy lubiłam matematykę.

Jedno wspomnienie przywołuje inne... Ważni są ludzie, których spotykam przypadkiem.

19 marca 2018

Każdy ma swoje Sarajewo

W książce, którą dostałam na gwiazdkę, jest dedykacja od J.: "Może dostarczy inspiracji do kolejnych podróży?". Dostarczyła. Chciałabym, żeby Sarajewo było celem naszego następnego wyjazdu. Kolejne miasto ze szramą. Chociaż Sarajewo wydaje się być metaforą miejsca, którego nie chce się odwiedzać, bo jest bliskie i dalekie zarazem.

Spodobał mi się sposób, w jaki Miljenko Jergović opisuje historie, ludzi, detale, które go zaciekawiły. Jego esej o Oldze Tokarczuk i ataku nienawiści, jakiego doświadczyła, sprawił, że szanuję ją jeszcze bardziej. Zazdroszczę jej odwagi i wolności, która pozwoliła jej napisać Księgi Jakubowe. Mnie chyba nigdy nie będzie stać na odwagę wyrażania otwarcie swoich poglądów.

To szaleństwo. Ojciec "chroni" mnie sugerując, komu nie warto mówić o związku i innych sprawach. Anna kiedyś mówiła mi coś podobnego. "Pani Aleksandro, proszę się zastanowić, czy to otwartość czy narażanie się na nieprzyjemności i niechronienie siebie. Co jest dla pani lepsze."

Moje Sarajewo pokazuje się na horyzoncie. Podobno nadal - mimo remontu torów - kursują pociągi z Radomia, więc da się tam dojechać. Babcia czeka. Ciotka czeka. Ale to tak daleko. Tak daleko.

4 marca 2018

Żeby nie było śladów

Jeśli można oddać komuś hołd pisząc książkę, to Cezaremu Łazarkiewiczowi się to udało. Najbardziej podobało mi się, że matkę Grzegorza, Barbarę Sadowską przedstawił nie w sposób ckliwy i męczeński, ale napisał o niej również niewygodne fakty.

Jest to dla mnie wstrząsająca historia. Nie z powodu braku ogólnej wiedzy na temat komunizmu. Raczej z braku możliwości wyobrażenia sobie, co się wtedy działo. Poza tym historia jednostki przemawia do mnie zawsze najbardziej.

Ten chłopak miał tylko 19 lat. O czym ja myślałam mając 19 lat? Że się wykończę od nieszczęśliwej miłości, że za chwilę zaczynam studia i jestem ciekawa, co mnie tam czeka, że już niedługo wyrwę się z domu.

Dziś miałby 54.

Świetny reportaż, szczególnie dla ludzi z pokolenia Y, takich jak ja. Obyśmy nigdy nie musieli tego doświadczyć.

23 lutego 2018

Opowieść podręcznej

To nie jest opowieść tylko na temat patriarchatu i jego skutków. To opowieść o tym, jak jedna kobieta traktuje drugą kobietę.






Rzadko sięgam po seriale, jeszcze rzadziej po science fiction. Cieszę się, że tym razem nie odrzuciłam go za gatunek. "Opowieść podręcznej" to drastyczna wizja przyszłości, chociaż ze współczesnością również ma wiele wspólnego. Nie jest przypadkowe, że osobą znęcającą się nad uwięzionymi kobietami była ciotka Lydia. Ani to, że do wymierzania sprawiedliwości wykorzystywane były "podręczne". Kobiety potrafią być dla siebie bardzo okrutne. Może to truizm. Kobieta kobiecie wilkiem? 

11 lutego 2018

Świetlicki

Pamiętam, co czułam, kiedy czytałam kolejne książki i artykuły o Wojaczku - jak to, mój ulubiony poeta robił takie rzeczy? Krzywdził ludzi? Nie chciał poznać swojej córki, nie chciał dorosnąć.

Świetlicki jest poetą innego gatunku. Dożył wieku, którego poeci przeklęci nie dożywają. Jest bardziej uchwytny, występuje publicznie, żyje w tym mieście co ja. Z książki dowiedziałam się, że dojeżdżając na zajęcia z psychodramy prawdopodobnie stałam na przystanku niedaleko jego domu. Niby taki szczegół, ale ważny dla mnie.

Może to wreszcie do mnie dotrze, że poeta to człowiek z krwi i kości. Robi błędy, gada głupoty. Wiele z tego, co powiedział Świetlicki mi się nie podobało. Dużo w nim zmanierowania, dużo gry. Ale taki już jest. A ja lubię jego wiersze, przede wszystkim one mnie obchodzą. Dziś zacytuję jeden z nich, który spodobał mi się, kiedy dorastałam:

Marcin Świetlicki - Białe przepaście

Białe przepaście.
Gdybyś coś
naprawdę kochał
lub był przywiązany
- naprawdę: nie byłoby ich.
Ręce i stopy są pełne spadania
- co trzyma mnie za język?

Autobiografia jest wyczerpująca. Chwilami miałam wrażenie, że powiedział nawet o dwa słowa za dużo. Na pewno znajdą się osoby, które będą miały mu to za złe, wydaje się, że on o tym wie. To co mnie zaskoczyło, to jego przywiązanie do muzyki. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo zależy mu na realizowaniu się muzycznie. Doceniam jego otwartość i odwagę. Mam nadzieję, że uda mi się spotkać go kiedyś na żywo.

1 stycznia 2018

Cisza

Lubię uśpione miasto w Nowy Rok. Ludzie upojeni alkoholem, radością i nadziejami na lepsze, polegują w łóżkach. A za oknem świat taki sam jak wczoraj. Nie lubię petard, kojarzą mi się z wojną. Wracają wtedy myśli o tym, że w poprzednim wcieleniu byłam Żydówką i żyłam w czasie II wojny. Nie mam nic wspólnego z Żydami, no może poza nazwiskiem :), ale tą bliskość czuję od bardzo dawna. Może kiedyś zrozumiem dlaczego.

Jest mi trochę żal poprzedniego roku. Był dla mnie dobry. Już nie boję się tego powiedzieć, bo minął.