7 sierpnia 2017

Wołyń

Dziś po seansie w kinie zaczepiła mnie kobieta, widać było, że Wołyń ją rozłożył. Czekałyśmy w kolejce do toalety, a ona ciągle mówiła. Było już wolne, więc zapytałam czy czeka, a ona, że tak, ale chciała mi dokończyć. Po wyjściu z toalety stanęła w drzwiach i kontynuowała. Postanowiłam jej nie przerywać, była zdeterminowana. Mówiła, że dziwi ją krytyka filmu, że jej nie rozumie. Odpowiedziałam, że rozliczanej ludności na pewno trudno jest skonfrontować się z prawdą. Zahaczyłam o Jedwabne, bo lubię wkładać kij w mrowisko. Pani zaczęła niebezpiecznie kluczyć wokół tematu, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że Jedwabne to pojedynczy przypadek, a Wołyń to rzeź. Jednak na koniec zgodziłyśmy się co do tego, że nikogo nie można oceniać, bo same nie wiemy jak zachowałybyśmy się w czasie wojny. Popatrzyła na mnie i z niby to zadziwieniem, a niby poufałością rzekła: "Dwa pokolenia". Dodała, że umiem dobrze słuchać. I że już mnie puszcza. Drzwi do toalety wciąż czekały na mnie otwarte.

Potem szłam przez Stare Miasto i zastanawiałam się, czy widać po oczach, jak się czuję. Dawne, pacyfistyczne poglądy mocno we mnie odżyły. Wiele poglądów mi się zmieniło, wiele uważam za naiwne, ale nie te.