25 lipca 2014

Paweł

Da Vinci, Don Kichot, myśliciel z urojeniami, zafiksowany na Bogu i fizjologii. Bojaźliwy katolik, za chwilę perwersyjny bluźnierca. Brzydzi się kobiet, jednocześnie skrajnie je idealizując. Uczy się fińskiego, nie mogąc zapamiętać jak mam na imię. Dobrze ubrany, przystojny okularnik. Chodzi po Domu szybko, lekko pochylony, przystaje na chwilę obok przypadkowej osoby i zaczyna swój filozoficzny wywód. Tworzy nowe słowa, po czym powtarza je z uwielbieniem, żeby podkreślić ich wagę. Gdy słucha się go dłużej, można zauważyć, że jego bełkot przecinają aforyzmy. Ma zaraźliwy śmiech. I jak każdy szalony naukowiec, jest kiepski w sporcie.

Czasami mu zazdroszczę. Tylko czasami, bo schizofrenia odebrała mu to co najcenniejsze. Ale kiedy słyszę te jego stwierdzenia, mam wrażenie, że spotkałam kogoś w rodzaju Wojaczka czy Stachury, po prostu poetę.

Zastanawiam się, co by było, gdyby zdjąć z niego chorobę, jak kurtkę przeciwdeszczową, kiedy przestaje padać. Gdyby znaleźć cudowny lek, przeprowadzić zabieg mózgu, porwać neurony na strzępy i poskładać jeszcze raz, w logiczny sposób. Co by zostało? Kto by został?

Może nie powinnam się fascynować, ale przecież jestem tylko wolontariuszką, więc oj tam :-)

10 lipca 2014

Nowe sny

Kiedy chodziłam na zajęcia o marzeniach sennych i religii, zazdrościłam religioznawcom fajnych snów. Miałam też zadanie – prowadzić swój sennik w czasie trwania zajęć.

Nie przyśniło mi się nic. To znaczy nic nie zapamiętałam. 

Za to teraz mam za swoje – bycie premierem Japonii czy wydalenie z siebie małego smoka to tylko wycinek moich onirycznych przeżyć.

Życie bywa przewrotne. Tamte wakacje spędziłam na wizytach u dentystów. Obecne zaczęłam od zdiagnozowania sobie nowej dolegliwości: bolą zęby, boli głowa, boli hmm podstawa czaszki, ból wwierca się od dołu. Ósemki zatrzymane! Tak, to na pewno to. Pantomogram bez skierowania, rzucenie okiem na zdjęcie – oho, nie jest dobrze, dolne ósemki wjeżdżają pod siódemki. Dla upewnienia wizyta u mojej dentystki (od zeszłego lata tylko jej ufam) i ostateczne "do wycięcia". Dwie dolne na pewno, jedna górna może. Już sobie wyobrażam krew na poduszce, gorączkę i picie jogurtów przez słomkę. Będę znów hipochondryczką, znów sobie ponarzekam, że boli. Dawniej to uwielbiałam.

Życie bywa przewrotne. Dziewczyna, którą mdliło od przychodnianych zapachów, marzy o pracy w służbie zdrowia. Obiecywałam sobie, że już dość nauki, kończę drugi kierunek i basta, wreszcie nie będzie kartkówek, egzaminów, studentowania, upupiania, całej tej grozy zamkniętej w potulnym siedzeniu w szkolnej ławie.

Ale kiedy zobaczyłam, że centrum onkologii współorganizuje podyplomówkę z psychoonkologii, to było silniejsze ode mnie. Zapytałam ojca o pożyczkę (nie, nie wiem kiedy oddam), ułożyłam misterny plan połączenia studiów z kursem psychoterapii, pogadałam z ludźmi i otrzymałam błogosławieństwo. Zaczynam w październiku, tuż po obronie z etnologii.

Rozmowy kwalifikacyjne póki co nie wyszły. Wytykano mi brak doświadczenia. Więc idę pracować za darmo - za 4 dni zaczynam intensywny wolontariat w domu samopomocy dla osób przewlekle chorujących psychicznie. Najważniejsze, żeby nie siedzieć na tyłku.