2 marca 2010

Laurent Lemire „Maria Skłodowska-Curie”

Dama w czerni, poważna. Kiedy miała dziewięć lat, umarła jej starsza siostra, dwa lata później matka. Może to dlatego była surowa dla swoich córek. Chociaż potrafiła kochać. Najpierw Piotra Curie, a po jego śmierci również Paula Langevina. Najważniejsza jednak była dla niej nauka. Cudowny rad, któremu poświęciła życie, który ranił jej ręce, a potem spowodował białaczkę. Święta nauki, skromna, ale nie do końca… :)

Chodziłam do podstawówki jej imienia, a teraz jest UMCS i znane mi powiedzenie „spotkanie pod Maryśką”. Chciałam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Poznać jej słabości. Sięgnęłam do biografii autorstwa francuskiego dziennikarza Laurenta Lemire’a.

Już na samym początku czytania, zaskoczyły mnie oschłość i skąpstwo naszej noblistki. Maria prowadziła zeszyt, w którym zapisywała rachunki. W dniu urodzin pierwszej córki, Ireny, 12 września 1897 roku napisała w nim: „Szampan 3 franki. Telegramy 1,10 franka”. Na ślub kupiła mało brudzącą się suknię, która potem mogła służyć jej w laboratorium. Pracowała razem z mężem, Piotrem w nędznym baraku przy ulicy Lhomond w Paryżu. Piotr był wcześniej jej profesorem (chociaż nogi nie postawił w szkole, maturę zdał w wieku 16 lat). Komorę jonizacyjną, która posłużyła do odkrycia radu, zbudował z puszek po konserwach.
Ledwo wiążący koniec z końcem małżonkowie Curie zbudowali przemysł radowy we Francji. Rad był wtedy substancją niesamowitą, niemal uświęconą. Ludzie wierzyli, że zmieni świat, że będzie lekarstwem na raka, choroby skóry, gruźlicę… Pewna gwiazda baletu zapragnęła mieć strój złożony z motylich skrzydeł z radem, bo będą tak ładnie świeciły… Ale już wtedy Maria, a właściwie Marie miała poparzenia na rękach, nawet gdy przenosiła radioaktywną substancję w metalowym pudełku. Skóra na rękach łuszczyła się, opuszki palców stawały się twarde i bolesne.
Ale ona nie zwracała na to uwagi. Była osobą ambitną, wytrwałą i dumną. Uważała rad za swoją własność, za swoje dziecko. Wydaje się, że miała poczucie misji - bardzo chciała wierzyć, że nowy pierwiastek pomoże innym.
Jako pierwsza kobieta otrzymała katedrę na wyższej uczelni – przejęła wykłady męża, który zginął tragicznie wpadając pod powóz konny. Należy wspomnieć, że na wiadomość o śmierci Piotra zachowała kamienną twarz. Cierpiała w środku, musiała żyć dla córek, a przede wszystkim dla nauki.
W roku 1911 prasa rozpisywała się na temat „afery Langevina”. Maria miała rzekomo rozbić rodzinę tego naukowca. To prawda, mieli romans, ale Paul Langevin był od jakiegoś czasu w separacji z żoną. O mały włos jednak nie straciła przez to szansy na drugiego Nobla. Komisja Noblowska bardzo poważnie podeszła do jej życia intymnego. Według niej wielka uczona powinna być nieskazitelna moralnie. Curie była przez moment szczęśliwa z Paulem. Po chwilach radości i uniesienia (nosiła wtedy nawet jasne suknie!) pozostała jednak tylko krótka notatka: „Wydatki afera L., 378 franków”.
Maria lubiła dyskutować z naukowcami. Ważni politycy, z którymi spotykała się wielokrotnie, obchodzili ją mniej niż „mądre głowy”. Przyjaźniła się z Einsteinem, a jeszcze za czasów skromnego laboratorium państwa Curie odwiedził sam Mendelejew.
Klepała biedę, a po latach jej wizerunek znalazł się na banknocie 500-frankowym.
Rad - „słowo jasne, słoneczne i miłe dla ucha” stał się przyczyną anemii złośliwej aplastycznej o szybkim przebiegu, z gorączkowaniem.
Z obawy przed promieniowaniem, umieszczono ją w trumnie z ołowianą powłoką, a „jej notatniki laboratoryjne, a nawet książka kucharska jeszcze dzisiaj doprowadzają do szału liczniki Geigera”.

Polka, ale właściwie już bardziej Francuzka. Stworzyła Instytut Radowy w Warszawie, ale nigdy nie wróciła do rodzinnego kraju. Może to i dobrze. U nas nie zostałaby wielką odkrywczynią.


Maria Skłodowska w wieku 25 lat.

5 komentarzy:

  1. Ma czym oddychać!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponadto. To cudowne odkrycie faktycznie zmieniło świat. Dzięki niemu, między innymi mamy się dziś czego bać. Co zaś się tyczy nagród Nobla, chyba zawsze miały dwie strony, jasną i ciemną.

    Co za ironia - >>„Wydatki afera L., 378 franków”<<; "jej wizerunek znalazł się na banknocie 500-frankowym".

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas nie zostałaby WIELKĄ ODKRYWCZYNIĄ.U Skłodowskiej Marii widzę WIELKOŚĆ PRACOWITOŚĆ a jednocześnie skromność.Byłem w Panteonie w Paryżu,gdzie są prochy największych Francuzów także wśród nich nsza WIELKA MARIA SKŁODOWSKA.To ONA należy do WIELKICH POLEK.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej życie było nuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudne

    OdpowiedzUsuń