13 marca 2010

Maria Nurowska „Tango dla trojga”


Tango dla trojga Marii Nurowskiej to książka napisana lekkim językiem, powieść, przy której odpoczęłam. Próbowałam zrozumieć, dlaczego narratorka, Ola za wszelką cenę poszukiwała kontaktu z Elżbietą, byłą żoną jej obecnego, dużo starszego męża Zygmunta. Z jednej strony chodziło o poczucie winy i chęć zadośćuczynienia (dla niej Zygmunt zostawił żonę, która przecież dawno temu zrezygnowała z bycia aktorką, żeby zajmować się domem). Ola, za zgodą reżysera, proponuje jej więc powrót na scenę. Później jednak zaczyna uzależniać się emocjonalnie od Elżbiety. Odkrywa, że jest ona wspaniałą artystką, podziwia ją i potrzebuje z nią przebywać. Kontakt z tą kobietą jest dla niej natchnieniem, motywacją, by lepiej grać. No właśnie, teatr... Jest wielką pasją Oli, jej namiętnością, ona wczuwa się w role tak bardzo, że staje się granymi przez siebie kobietami. Do tego obserwuje męża, który fascynuje się postacią innego aktora – a więc dystans jest niemożliwy, nawet staremu aktorowi nie udaje się go zachować. Czasem fikcja staje się rzeczywistością, po zakończeniu próby Ola dalej czuje się Armandą ze Zmowy świętoszków. Jej miłość do teatru jest jednocześnie silna i trudna. Zygmunt gra coraz gorzej, ucieka więc do jego byłej żony, by szukać inspiracji. Ucieka też do swojego byłego chłopaka, bo on nie ma z aktorstwem nic wspólnego, ma praktyczne podejście do życia, daje jej poczucie bezpieczeństwa i wytchnienia od tego, co kocha, ale co zarazem bardzo ją wyczerpuje.
Zachowanie młodej, przewrażliwionej aktorki, która wszystko silnie przeżywa, nie może być racjonalne. Cała opowieść to jej monolog wewnętrzny, kiedy leży w szpitalu po ciężkim wypadku samochodowym. A niedługo miała wrócić na deski teatru... Czeka również, aż przyjdzie do niej Elżbieta. Myśli, że wtedy będzie mogła otworzyć oczy i wrócić do świata żywych.
Przyjemnie się czytało i przyjemnie się analizowało, chociaż najważniejsze pytanie: dlaczego Ola poszła do Elżbiety pierwszy raz, pozostaje bez odpowiedzi. Może zrobiła to, bo chciała poznać przeszłość męża, żeby go lepiej zrozumieć, a tak naprawdę czuła przewagę – w końcu to ją wybrał. A może wydawało jej się, że może ją porzucić w każdej chwili, jak Elżbietę. Albo pragnęła zagłuszyć głos sumienia. Albo najpierw miała jakiś powód, a potem ta kobieta zaczęła ją naprawdę fascynować. Jedno jest pewne – czasem tango można zatańczyć we troje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz