Werter PRL-u, tyle że kochający bardziej własną poezję niż kobietę, umęczony tą trudną miłością, mizantrop, alkoholik. Poeta, Piotr Sobecki – alter ego Wojaczka. Swoją drogą ciekawe, dlaczego użył tutaj imienia swojego starszego brata, z którym nigdy nie miał dobrego kontaktu. To właśnie główny bohater powieści „Sanatorium”.
Jak bardzo był niedojrzały i jak bardzo kreował się na wariata, wiadomo nie od dziś. Jednak po lekturze jego jedynej powieści, mogę powiedzieć, że był za młody, żeby napisać dobrą prozę. Jego książka jest właściwie o niczym, opowiadania o piciu bełtów, spirytusu salicylowego i innych specyfików, wymiotowaniu, wydalaniu, całej tej bardziej obrzydliwej części ludzkiej fizjologii, przeplatane narzekaniem na siebie i trafnymi, jak to u niego, metaforami. To co wyróżnia książkę Wojaczka, to długie, barokowe wręcz zdania. Poza tym dużo ironii, analiza kontaktów z ojcem i innymi ludźmi. Niespełniony pisarz (bo kto wie, czy nie stworzyłby czegoś mądrego w wieku 60 lat?), po części okrutny krytyk własnej twórczości, po części narcyz. Bo czy da się jednoznacznie rozstrzygnąć, czy to nienawiść do siebie, czy skrajny hedonizm mocniej go ukształtowały?
„…przeklęta góra papieru (…), ten papier biały jak krew i jak krew zanieczyszczony fuzlami, zanieczyszczony pismem. Niezdatny do niczego, choćby do owinięcia nim kanapki. Nawet na skręta nie zdający się ani do podtarcia, bo zbyt dobrego gatunku. Lepsza kupa gówna niż kupa tego papieru. Lepsze najgorsze plugastwo gazetowe!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz