6 października 2010

Poetycki brak taktu. Jarosław Marek Rymkiewicz „Zachód słońca w Milanówku”

Bez fajerwerków. Jednostajne rymy AA BB męczące. Można doszukiwać się w „ogrodzie istnienia” podobieństw do Leśmiana, głębszej filozofii (tak jak to czynił w posłowiu Ryszard Przybylski). Ale to wszystko na siłę, tak jak na siłę rymuje Rymkiewicz.

Muszę powiedzieć, że czytając wiersz pt. „Kathleen Ferrier umiera w młodości na raka”:

(…)
Guz w piersiach i przerzuty w mózgu i w odbycie
O jakie piękne ciemne jakie krótkie życie
(…)
Życie jak guz w prostacie jak piersi ucięte
Ciemny głos który mówi że życie jest święte
(…)
Tam gdzie z Riesengebirge schodzi las jodłowy
Przechadza się z siekierką krasnal odlotowy

Latarkę ma u pasa i kolegom świeci
A oni robią trumny dla umarZachodu…łych dzieci

wrzesień 2000

doznałam bardzo rzadkiego u mnie uczucia zniesmaczenia (może taki efekt chciał uzyskać, nie wiem). Żart tego poety mnie nie bawi. Owszem, zdarzały się ciekawe wersy, ale ciągłe powtarzanie niektórych słów, np. półżywy, trochę grafomańskie wg mnie rymy, błahość wierszy przyprawiona pozorną głębią sprawiły, że chciałam skończyć ten tomik jak najszybciej. Miałam też wrażenie, jak gdyby słowa w ustach tego poety były jakby pozbawione taktu. Nie wiem, czy to odpowiednie sformułowanie. To odczucie można porównać do sytuacji, kiedy czasem dziecko chlapnie coś mało odpowiedniego, tylko że Rymkiewicz w chwili wydania miał lat 67. Coś mi tutaj nie pasuje. Pokuszę się o odważną, chociaż mało istotną dla świata poezji tezę (:D), że ja bym mu Nike nie dała. Nie dostrzegam jego fenomenu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz