12 marca 2011

Mad world



„Świat jest miejscem zwariowanym i wieloznacznym, a część naszej wędrówki polega na uświadomieniu sobie tego i nauczeniu się w jakiś sposób, jak z tym żyć.” - tak podsumowuje swoją walkę z chorobą Sue Atkinson. Dowiadujemy się także, że jej depresja jest nawracająca. W ciągu dwóch lat, kiedy pisała tą książkę, miała kilka nawrotów.

Sformułowanie „życie jest trudne” pojawia się tutaj wiele razy. Optymizmu autorka raczej nie ocenia dobrze. Może dlatego, że optymiści nie potrafią zrozumieć tej choroby i stanowią Brygadę Weź-się-w-Garść, która niczego nie wnosi do życia człowieka chorego na depresję, wręcz przeciwnie – powoduje tylko jego frustrację. A może dlatego że taki człowiek musi być ciągle przygotowany na kolejny nawrót. Pomimo chwilowego szczęścia, zdaje sobie sprawę, że za jakiś czas znowu będzie okropnie.

Ponadto optymizm jest wg niej sposobem oszukiwania siebie, niedostrzeganiem cierpienia, które przepełnia świat. Nie mogę się zgodzić z taką tezą. Mimo dużej samoświadomości Autorki, taki pogląd wydaje mi się po prostu zniekształcony depresją. Rozumiem, że myślenie boli, ale w życiu Sue Atkinson nie ma żadnej równowagi. Albo jest w ciężkiej depresji, albo „przechadza się po swoim ogrodzie (…) i wydaje jej się, że jeszcze nigdy nie widziała takich barw, ani nie wdychała takiego zapachu świeżości. Wszystko wydaje się nowe. Inne. Żywe.”

Atkinson wie o depresji naprawdę dużo. O tym, skąd wynika, jak bardzo zaburzone jest myślenie chorej osoby, jak sobie radzić w najgorszych momentach. Porównuje depresję do górskiej wspinaczki i ta metafora jest rzeczywiście trafna. Może to lepiej dla czytelnika, że nie jest ona psychologiem, ale sama chorowała - jej rady brzmią przez to bardziej autentycznie. Autorka wie o sobie sporo. Na pewno w poznawaniu siebie pomagali jej psychoterapeuci, bo wspomina także o ich wskazówkach, z których korzystała.

Książka jest napisana prostym językiem, bardzo przystępnie, została podzielona na małe podrozdziały po to, by ludziom pogrążonym w depresji było łatwiej z niej skorzystać (często nie mogą się oni skoncentrować na czymś dłużej). Jednak nie jest to przyjemna lektura. Już samo wyobrażanie sobie tego, jak może czuć się osoba w depresji albo jej rodzina, jest przykre.

Można zadawać sobie pytanie, czy warto czytać książkę Jak wydobyć się z depresji osoby, która przeżywa nawroty, więc „nie wyleczyła się skutecznie”. Myślę, że warto, dlatego, że jej walka ciągle trwa. Oznacza to, że mimo słabości swojego organizmu i trudnych doświadczeń życiowych, wciąż próbuje sobie radzić. I udaje jej się to.

Pozwala też lepiej zrozumieć osoby chore na depresję, ich zachowanie, uczucia, i dowiedzieć się, czego unikać w kontakcie z nimi. Co innego czytać suche informacje o etiologii, objawach i sposobach leczenia, a co innego poznać sposób myślenia takiej osoby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz