16 sierpnia 2009

Nie czyń latorośli, co tobie niemiłe


Kto z nas, będąc dzieckiem, lubił słuchać rozkazów dorosłych? Nikt. Bo wykonywanie ich nie zawsze było niezbędne, sprawiedliwe, a przede wszystkim dobre. O tym między innymi opowiada ponad pięciogodzinne dzieło Bergmana pt. Fanny i Alexander.

Postacią, która w tym złożonym obrazie zachwyciła mnie najbardziej, jest jedenastoletni Alexander - chłopiec o dużych, ciemnych oczach i nieograniczenie wielkiej wyobraźni. Poznajemy go w prologu (film składa się z prologu, 5 aktów i epilogu), kiedy bawi się samotnie w wielkim pałacu rodziny Ekdahlów. Zbliża się Boże Narodzenie 1907 roku. W tym czasie żyje jeszcze ojciec chłopca, Oscar – aktor i właściciel teatru w Uppsali.

Bergman zapoznaje nas z Ekdahlami niespiesznie. Najbardziej poważaną postacią w rodzinie jest Helena – matka Oscara, Gustava Adolfa i Carla. Gustav Adolf to człowiek o wielkiej charyzmie, do tego niepoprawny kobieciarz, zdradzający żonę ze służącą niemal na oczach tej pierwszej. Carl cierpi z powodu depresji, zamęczając przy tym małżonkę, przyjmującą pokornie każdy jego cios (zarówno fizyczny, jak i psychiczny). Oscar natomiast jest bardzo dobrym człowiekiem, kocha swoją młodą żonę, Emilie oraz dwoje dzieci, Alexandra i Fanny.

Dzieci różnią się od siebie nie tylko wyglądem (Fanny jest, jak matka, niebieskooką blondynką), ale także charakterem. Alexander potrafi się buntować (a przez to w ogóle okazywać uczucia). Gdy ojciec znajduje się na łożu śmierci, nie chce do niego podejść. Boi się duchów, które jak na złość ciągle widuje (a może tylko sobie wyobraża?). Wreszcie podchodzi do umierającego, ale tylko na krótką chwilę. I właśnie w momencie śmierci ojca, zaczyna się jego dramat.

W nocy Emilie straszliwie krzyczy nad ciałem męża. Obserwuje to Alexander, któremu zawsze towarzyszy milcząca Fanny. Przyglądając się temu rodzeństwu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dziewczynka jest tylko dodatkiem do brata. Jest z nim, ale jakby jej nie było. To typ dziecka, któremu obcy jest bunt. Wykonuje rozkazy dorosłych, wychodząc z założenia, że po prostu tak trzeba. Może jest jeszcze za mała, by umieć wyrazić swoje zdanie? A może zbyt podobna do matki, która choć wrażliwa i kochająca, nie potrafiła walczyć o swoje?

Pogrążonej w żałobie Emilie pomaga biskup protestancki, Edvard Vergerus. Po pewnym czasie rodzi się między nimi uczucie. Emilie wydaje się wtedy, że złapała Pana Boga za nogi. Otoczona troskliwą opieką Edvarda, zakochuje się w nim. Nie dostrzega jeszcze jego podłego charakteru, o którym zdaje sobie sprawę Alexander. Wedle życzenia biskupa, porzuca wszystkie dobra, dom, rodzinę oraz majątek i przeprowadza się do niego. Niby pyta dzieci o zdanie na temat zostawienia wszystkich ich książek i zabawek, ale tak naprawdę decyduje za nie.

Biskup Vergerus na chyba niewielkie pojęcie o Bogu i jego miłości do ludzi, bo znęca się fizycznie i psychicznie nad Alexandrem. Pewnego dnia chłopiec opowiada służącej o swojej wizji, w której zobaczył jego poprzednią żonę i córki, jak toną uciekając od głodzącego ich męża i ojca. Dowiedziawszy się od tym od lojalnej służącej, Vergerus, zwolennik bezwzględnej prawdy, kochający (jak sądził) pięknie, lecz surowo, wymierza chłopcu krwawe razy. Niepokorny Alexander kłamie, popełnia krzywoprzysięstwo, ale potem, upokorzony i poraniony, musi dać za wygraną. Musi przeprosić. Ojczym z chrześcijańskiej miłości będzie go tłukł, aż ten przyzna mu rację. Więc przyznaje, trudno mu się dziwić.

Upłynęło jeszcze dużo czasu, zanim przyjaciel babci Heleny, Żyd Isaak Jakobi pomógł dzieciom uwolnić się od sadystycznego ojczyma. Przebywając u Isaaka, Alexander przeżywa ciekawe przygody - widuje ducha swojego ojca oraz rozmawia chwilę z „Bogiem” – cichym głosem pewnego dowcipnisia. Chociaż próbował rozmawiać z tamtym „Bogiem”, jego wiara jest wyraźnie osłabiona. Poznaje tam również chorego psychicznie człowieka, który „pomaga” mu w zemście nad ojczymem. Los chciał, by chora siostra biskupa przewróciła na siebie lampę i zapaliła się. Płonąc pobiegła do brata, który znajdował się pod wpływem środków nasennych (podanych przez Emilie). Oboje spłonęli. I to wszystko stało się w tym samym czasie, w którym chłopiec rozmawiał z szalonym prorokiem.

Choć duch złego Vergerusa ukazuje się Alexandrowi ze słowami, że nigdy nie da mu spokoju, historia kończy się happy endem. Emilie jest znów szczęśliwa (jeśli kiedykolwiek wcześniej była, bo ze swoim pustym spojrzeniem sprawia wrażenie osoby smutnej i nieco zagubionej). Otoczona przez zamożną, kochającą rodzinę, planuje z powrotem zająć się teatrem, który porzuciła po śmierci Oscara. Dzieci natomiast znowu są bezpieczne. Alexander może, jak dawniej, chować się w wielkim pałacu i przemierzać samotnie jego wielkie, bogato urządzone pokoje. Ostatnią sceną jest ta, w której chłopiec przytula się do babci Heleny. Jego dzieciństwo - bezradność, czułość, wrażliwość - nie zostały mu odebrane. Ten moment był dla mnie symbolem zachowania tej dziecięcej niewinności. Schronienie się w ramionach babci oznacza, że chociaż Alexander dużo przeżył, ciągle jest tylko dzieckiem, które do szczęścia potrzebuje kochających ludzi. Tak bezpiecznie i dobrze może być tylko z nimi.

Czy chcielibyśmy, żeby dzieci bezwzględnie i zawsze słuchały rozkazów starszych osób? Wydaje mi się, że świat wyglądałby wtedy inaczej. Powiedzmy sobie szczerze – co to byłby za świat?
A to, że dzieciom należy się czasem porządna kara to już inna sprawa ;). Byle nie „baty Vergerusa”. :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz