29 sierpnia 2009

Bez piernika i ojca dyrektora

Zacznę od końca. Najciekawsza była ostatnia noc w Toruniu, kiedy spałyśmy w 20-osobowej sali. O 4 nad ranem coś zaczęło piszczeć w szafie. Nie wytrzymałam i obudziłam J., po czym stwierdziłyśmy, że mieszka z nami nietoperz. Przez jakiś czas nie mogłyśmy zasnąć i wtedy usłyszałyśmy miarowe kroki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie historia opowiedziana przez przewodnika fortu tego wieczora. Podczas nocnego zwiedzania fortu IV z pewnym miłym i przystojnym pasjonatem historii, chciałyśmy usłyszeć coś o torturach, mordach i innych strasznych rzeczach. Ale nic z tego. Dowiedziałyśmy się, że fort nigdy nie był wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem. Co do ofiar - jedynie dwóch szpiegów zostało tam rozstrzelanych. Nazywali się Piątek i Urbaniak, a ich kroki słychać podobno nocami. A oto nasza nawiedzona hacjenda:



Nieopodal odpoczywali nasi włoscy sąsiedzi, którzy poprosili po polsku, żeby zrobić im ładne foto.



A to już Stare Miasto i sympatyczni torunianie:



Duży Mikołaj.



I mały Mikołaj.



Flisak grający na skrzypcach, który wg legendy uchronił miasto od plagi żab.



Jeśli pocałujesz wszystkie żaby otaczające Flisaka, będziesz mieć bogatego męża - głosi kolejna legenda. Ale żaby upodobał sobie kto inny.



Pomnik psa Filusia, stworzonego przez rysownika Zbigniewa Lengrena.



Toruński osiołek. Na jego drewnianym pierwowzorze z XVII wieku sadzano tych, którzy czymś podpadli. Dzisiaj lubią go wszystkie dzieci.



A to nie wiem co, ale fajne, prawda? :D



I na koniec przodek Oli, mędrzec z ruin zamku krzyżackiego :D, w którym straszą różne mumie i wampiry (J. mało nie dostała zawału, chociaż twierdziła na początku, że się wcale nie boi).



Obserwując torunian czułam, że mają mentalność podobną do lublinian. A może mi się wydawało.
Dzięki J. nie zgubiłyśmy się w Toruniu ani razu.
W Bydgoszczy natomiast podobały mi się spichrze i rzeźba Przechodzącego przez rzekę, wisząca nad Brdą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz