22 listopada 2024
Wyparcie
25 października 2024
Odreagowanie
27 września 2024
Epitafium
Tato, dlaczego jesteś takim skurwysynem.
Byłam taka grzeczna, pożyczałam innym dzieciom kredki. Ładnie się wyrażałam, byłam delikatna i zawsze przejmowałam się innymi. Do trzeciej gimnazjum miałam świadectwa z paskiem. Alkoholu napiłam się po osiemnastych urodzinach.
Nic to nie pomogło.
Tato, powinieneś być w więzieniu. Chciałam odkupić Twoje winy. Przeczytałam Oskara i panią Różę. Pomyślałam, że tylko moja pomoc umierającym dzieciom może sprawić, żebyś nie trafił do piekła. Bo przed więzieniem Cię chroniłam.
Tyle robiłam, żeby o siebie zawalczyć. Pamiętam, jak wypisałam na kartkach wszystkie wyzwiska, które kierowałeś w moją stronę i powiesiłam je na szafie. Zdarłeś je. Zawsze mówiłeś, że przesadzam.
Prosiłam Cię, żebyś poszedł do psychiatry. Nie słuchałeś.
Teraz już wiem, że choćbym była profesorką, dla Ciebie i tak pozostałabym głupkiem. Nie oczekuję już tego, że mnie docenisz. Nie uczę się dla ciebie, teraz to wyłącznie moja potrzeba.
To prawda, że jestem do Ciebie fizycznie podobna. Mam po tobie oczy, włosy, nos, budowę ciała, grupę krwi, migreny, za dzieciaka krwotoki z nosa i wzrostowe bóle nóg. Ale już się nauczyłam, że nie jestem tobą.
Niedawno skończyłam trzydzieści pięć lat. Nie pamiętałeś albo było ci to obojętne. Minęło tyle czasu, a ty wciąż jesteś uparty i obrażony. Rozwydrzone dziecko w ciele starego człowieka. A może smutne. To już nie moja sprawa. Kiedyś stanę nad twoim grobem, nie wiem jak się wtedy zachowam. Może wspomnę te parę chwil, kiedy było normalnie.
Szukam ciebie w innych, nigdy nie przestanę. Wybrałam
superwizora-mężczyznę, który poprowadzi mnie do certyfikatu. Obserwuję czułych ojców i tęsknię za tym, czego
nie miałam. Ale pozwoliłam Ci odejść.
30 sierpnia 2024
Pacjenci
Czasem wybierają mnie przypadkiem. Bo odpowiada im ta godzina, bo mieli impuls, żeby zapisać się na wizytę właśnie dzisiaj. Czasem czytają mój opis i coś ich przyciąga. Nierzadko, zanim się zgłoszą, zwlekają miesiącami lub latami. Dochodzą do muru, coś się przelewa, coś w nich pęka.
To takie dziwne zwierzać się osobie, którą widzi się pierwszy raz w życiu. Ja to wiem, bo sama tego doświadczyłam, więc mam do tego dużo czułości.
Nie musi pani przepraszać za łzy.
Było trudno tutaj przyjść.
Pierwsze spotkanie jest emocjonalne.
Cieszę się, że poszukał pan dla siebie pomocy.
Jedni mówią dużo i otwarcie, inni wstydzą się, cedzą. Przychodzą ze swoimi traumami, rodzinami, miłościami, emocjami i myślami, które woleliby zachować dla siebie. Swoimi brzydkimi częściami. Białymi plamami. Puzzlami z brakującymi elementami. Powoli zrzucają ciężar. Zaczynają oddychać.
Są różne momenty. Wściekają się na terapię, na mnie, na zbyt mozolny postęp, samotność, przeciwności losu, ludzi, którzy utrudniają im zmianę.
Są chwile niesamowitego poruszenia (one występują raczej rzadko). Kiedy mówią o swojej walce, swojej zdrowej części, która pozwoliła im przetrwać. Człowiek naprawdę jest w stanie wiele wytrzymać. To pozostawia blizny, ale też daje nadzieję. Zdarza się, że zaszklą mi się oczy, ale nie chcę, żeby to było na pierwszym planie. Mówię wprost o swoim poruszeniu i doceniam ich za te ważne kroki.
Ale zazwyczaj to żmudna harówa. Omawianie codziennych sytuacji, spięć, ich radzenia sobie. Staram się pamiętać o ich sprawach, ale częściowo muszę je zapisywać, żeby móc się do tego odnieść za jakiś czas i pomóc im połączyć to w całość.
Gdy mówią o traumach, sprawdzam czy ich układy nerwowe nie są za bardzo rozregulowane.
Pytam. Komentuję. Nie jakoś dużo. Towarzyszę. Modyfikuję szkodliwe przekonania. Pomagam zdjąć warstwy rodzinnego mułu, pod którymi jest spokój i wiedza o tym, kim się jest.
Nie wszystkim jestem w stanie pomóc, nie ze wszystkimi jest flow, nie wszystkich lubię. Nie idealizuję tej pracy. Ale kiedy odpocznę, chce mi się do niej wracać. Potrzebuję urlopu, żeby za nią zatęsknić.
1 sierpnia 2024
Bliskość
Byłam w pracy, kiedy D. napisała, że zmarła jej córka. Miałam pięć minut do następnej sesji.
Wdech. Wydech.
Chyba nie ma na świecie większego bólu niż ból matki po stracie dziecka.
Zmęczenie pomaganiem, wspieraniem, trzymaniem. Zmęczenie ostatnim rokiem. Na pogrzebie tętniący ból głowy, ścisk w karku, nerwoból pleców. Kiedy ich przytulałam, byłam sztywna. Szlochałam i byłam sztywna. Moje ciało powiedziało dość.
Rozsądek podpowiada mi, żeby nauczyć się lepiej zarządzać empatią. Choć brzmi to sucho i dziwnie, to ratuje i umożliwia pracę i wspieranie innych. Zajęcie się sobą, urlop, serial, książka, głupoty, śmiech, spacer, taniec. Taniec, kiedy jest dobrze i źle. Wytańczanie radości i bólu. Staram się robić to codziennie.
Wdech, wydech.
Bo potem praca, gdzie potrzebna jest duża pojemność.
4 lipca 2024
Siostrzyczka
Kiedy byłyśmy dziećmi, czułam się za nią odpowiedzialna. Idąc do sklepu, trzymałam ją mocno za rękę. Byłam dumna, że jej rodzice mi ufają. Uczyłam ją dodawać i odejmować liczby trzycyfrowe (o ironio, ja i liczenie :)). Podpisywałam jej zeszyty do szkoły. Pamiętam nocne rozmowy na ganku o zauroczeniach, wybieranie naszych gwiazd w Wielkim Wozie, czekanie na świt, żeby włóczyć się po łąkach. Później pokazałam jej poezję i zabierałam na wycieczki po Polsce (podczas pierwszej nie była jeszcze pełnoletnia).
Po latach dowiedziałam się, że jako mała dziewczynka płakała zawsze, kiedy od niej wyjeżdżałam.
Teraz zostanie matką.
W dorosłym życiu nie zawsze jest nam po drodze. Chyba dlatego, że jestem
z tych, co mają serce na dłoni i kiepsko znoszę odpychanie. Czasem jestem cierpliwa, czasem mam dość. Często mam dość. Ale bardzo chcę być obok. Choć "nie umiem w" bycie ciotką, to dla niej się postaram.
24 lutego 2024
Pani od polskiego
Pamiętam, że jako mała dziewczynka bawiłam się w szkołę. I choć w późniejszym okresie życia szkoła dała mi i mojej nerwicy nieźle w dupę, to jednak była tam osoba, której wiele zawdzięczam. Moja nauczycielka od polskiego, pani Alicja.
Okres gimnazjum to czas, kiedy doświadczałam w szkole przemocy (zresztą nie tylko w szkole), poznawałam siebie, zaczęłam interesować się psychologią, poezją i pisałam mroczne wiersze.
Ona je czytała, komentowała, ale chyba najważniejsze jest dziś dla mnie - że mieściła je w sobie. Potrzebowałam wtedy pomieszczającej i naprawdę dorosłej osoby.
Dziś rozmawiałyśmy przez telefon. Ostatnio byłam u niej i rozmawiałam z nią, chodząc do liceum, więc jakieś... 20 lat temu. Ale nigdy o niej nie zapomniałam i z każdych wakacji wysyłałam jej pocztówkę. Za którymś razem podałam swój adres...
Kto wie, może nawet kiedyś przyjedzie do Krakowa.