Gdy mijam te miasta, to wiem już, że w końcu trzeba się będzie w jednym z nich zatrzymać na dłużej, może nawet osiedlić. Ważę je w głowie, porównuję i oceniam, i zawsze wydaje mi się, że każde z nich jest albo za daleko, albo za blisko.
Wygląda więc na to, że istnieje jednak jakiś stały punkt, wokół którego uprawiam swoje cyrkumbulacje. Od czego za daleko i do czego za blisko?
Olga Tokarczuk, Bieguni, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, str. 350-351
Gdziekolwiek pojechałyśmy, A. zawsze marzyła, że może właśnie tutaj, w tym miasteczku, na tej starówce, w którymś z tych domów, nad tą rzekę, za tą górą, że może kiedyś...
Może w każdym z tych miejsc zostawiała kawałek swojej duszy. Albo po drodze. Dusza chyba jest duża.
A. zatrzymała się gdzieś na dłużej. Ja też. Aż dziwne, że stało się to tak szybko.
Kiedy wracam do tych miejsc, czuję dreszcze i motyle w brzuchu. Więc chyba tak, kawałek duszy w każdym z tych miejsc pozostał. "Na dłużej", ta bliżej nieokreślona jednostka czasu, niekoniecznie jest równa "na zawsze". Dalej szukam, dalej marzę. I ciągle mam w głowie słowa: "(...)dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym będę wiedzieć, że ja i rzeczy należymy do siebie. Na razie nie za bardzo wiem, gdzie to jest. Ale wiem, jak to jest." A.
OdpowiedzUsuń