10 maja 2014

Dęblin

Piszę z miejsca, które nie istnieje. Zostało zasypane popiołem, zalane oceanem. Nawet Tatry były kiedyś pod wodą. Dowiedziałam się tego w marcu w Muzeum Tatrzańskim, choć mogłam podejrzewać wcześniej.

Idąc ze stacji PKP do domu, ożywiłam trupa.

Widziałam, jak idzie do szkoły. Mija domy, szare bloki, rozmawia z pewną rudą dziewczyną. Poważne. Jak na pogrzeb. A to przecież dzieciaki. Mają w głowach przede wszystkim marzenia o przyszłości, o studiach, o wyjeździe. 

Tak się bałam, że nic nie wyjdzie z psychologii. 

Dzisiaj studia w Lublinie przesuwają się coraz dalej na osi czasu. Tylko jeszcze Zębuś użera się dla mnie z panią z dziekanatu, bo od września nie ma, biedna, czasu podpisać mojego suplementu.

A tutaj? Tutaj wszystko jest wspomnieniem. Jeśli pojawiają się jakieś drobne zmiany, to myślę: dla tamtej dziewczyny wyglądało to inaczej. Dla niej Dęblin był całym światem, znała go tak dobrze. Teraz odchodzi. Ze szmacianą torbą na ramieniu. Odchodzi daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz