Idąc ze stacji PKP do domu, ożywiłam trupa.
Widziałam, jak idzie do szkoły. Mija domy, szare bloki, rozmawia
z pewną rudą dziewczyną. Poważne. Jak na pogrzeb. A to przecież dzieciaki. Mają w głowach
przede wszystkim marzenia o przyszłości, o studiach, o wyjeździe.
Tak się bałam, że nic nie wyjdzie z psychologii.
Dzisiaj studia w Lublinie przesuwają się coraz dalej na osi
czasu. Tylko jeszcze Zębuś użera się dla mnie z panią z dziekanatu, bo od września nie
ma, biedna, czasu podpisać mojego suplementu.
A tutaj? Tutaj wszystko jest wspomnieniem. Jeśli pojawiają
się jakieś drobne zmiany, to myślę: dla tamtej dziewczyny wyglądało to inaczej.
Dla niej Dęblin był całym światem, znała go tak dobrze. Teraz odchodzi. Ze szmacianą torbą na
ramieniu. Odchodzi daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz