Szum drzew przywołał mnie na zewnątrz. Lubię czytać w kuchni, ale kiedy głośno szumią drzewa, wychodzę na ganek. Dom babci określam, bez ironii, jako wieś w środku miasta. Wszędzie niedaleko, a wokół cisza, drzewa i krzaki. Od strony mieszkania Justyny – ogród.
Jest rok 1944. Jestem w Oświęcimiu. Widzę twarze ludzi z wielkimi oczami, ich wychudzone sylwetki. Widzę krematorium i salę sekcyjną doktora Nyiszli.
Co jakiś czas czytam opowieści obozowe, żeby nie zapomnieć, do czego jesteśmy zdolni. Długie, niemieckie nazwy drażnią moje oczy.
No tak, to było dawno. Bycie odważną Żydówką w obozie, w poprzednim wcieleniu to tylko moja fantazja.
W oddali szczekanie psów i piski dzieci. Z okna pokoju dobiega przytłumiony dźwięk telewizora. Muchy obsiadły gnaty rzucone obok budy. To podwórko wydawało się kiedyś takie duże…
Nie muszę dzisiaj robić nic szczególnego, nie muszę nigdzie wychodzić. Zaczęły się wakacje w Lubartowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz