4 sierpnia 2010

"MAMO ŻYJĘ" - moja ulubiona flaga ;-)

XVI Przystanek Woodstock. Tysiące kolorowych ludzi, muzyka, z którą się zasypiało i wstawało. Wolność.

Namiot rozłożyłyśmy blisko bungee, wiele razy patrzyłam jak mały ludzik unosi ręce do góry i z krzykiem spada w przepaść. Zdarzało się, że ktoś stchórzył. Jedna dziewczyna skoczyła za darmo, bez stanika :-)

Niedaleko od nas stała duża scena. Parę chwil i byłyśmy pod nią, poruszając się w rytmie reggae lub heavy. Lubię jedno i drugie, chociaż żeby reggae było fajne, trzeba umieć zrobić show - udało się to Morgan´s Heritage Peetah & Gramps, których nigdy wcześniej nie słyszałam (na obu filmikach jestem gdzieś w tłumie ;-)):



Najlepszym z najlepszych był zespół Papa Roach. Początek koncertu:



Oprócz tego moją uwagę zwrócił zespół Life of agony. A najbardziej pozytywną piosenką jest Noc zespołu Enej.

Podobało mi się w Pokojowej Wiosce Kryszny i w Akademii Sztuk Przepięknych na spotkaniu z Markiem Kondratem. Nie dość, że jest dobrym aktorem, to jeszcze interesującym i błyskotliwym człowiekiem.

Można było oddać na Woodstocku krew, ale ja bym się nie odważyła, bo pobieranie nawet małej ilości powoduje u mnie zieloność twarzy. Agnieszka chciała, ale jest zbyt szczupła i lekarz się nie zgodził.

W woodstockowym sklepiku kupiłam sobie kubek – dochód przekazywany na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Na poczcie wysłałam kartkę do mojego Podopiecznego, Marcina - obiecałam z każdej podróży ;).

Podpisałam też kilka petycji w dobrej sprawie (np. petycję Amnesty International dotyczącą oczyszczania rzek w Nigerii i Indiach), a na ręce pani zawiązała mi wstążkę NIE BIORĘ - JESTEM OK. Bardzo podobało mi się też, że 1 sierpnia o 17 wszyscy wstali, zawyły syreny.

Szanuję Owsiaka, bo potrafi pociągnąć za sobą tłumy, ma energię i robi wiele dobrego. Po każdym koncercie, w ramach podziękowania, śpiewaliśmy zespołowi Sto lat.

Pisząc o tym chciałabym przełamać stereotyp woodstockowicza jako brudnego narkomana. Oczywiście, byli tam różni ludzie. Częściej jednak spotykałam się z przejawami życzliwości niż chamstwa. Najwięcej komplementów, jakie dostałam, dotyczyło piersi, i to w bluzce bez dekoltu :D

Czystość zachować rzeczywiście nie jest łatwo, bo wszędzie unosił się kurz, ale do kranów z zimną wodą szły całe pielgrzymki, były też płatne prysznice, jeśli ktoś sobie życzył. Ubikacje były, niestety, w złym stanie.

Od polewania głowy lodowatą wodą jestem teraz chora (dzisiaj prawie cały dzień spałam, a w gardle piekło), ale staram się przyjąć chorobę z pokorą, bo niczego nie żałuję ;-)

Muszę jeszcze powiedzieć, że wybrałam się tam z odpowiednią osobą – bezproblemową, optymistyczną, ciekawą. To nic, że pod grzybkiem ukradli nam bluzki i Adze buty. To było nierozsądne, że zostawiłyśmy rzeczy na brzegu, z namiotu nam nic nie zginęło. Być może była to zasługa naszych miłych sąsiadów, którzy często słuchali muzyki wylegując się na materacu.

To był mój czas. Mój klimat. Patrzenie na taką różnorodność ludzi było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Nawet w pociągu zdarzali się intrygujący ludzie. Najbardziej utkwili mi w pamięci: punki w pociągu na trasie Krzyż – Kostrzyn, a w pociągu powrotnym pewien facet. Przystojny, pewny siebie, stawiam, że niewiele po trzydziestce. Obserwował młodszą od siebie, dosyć zarozumiałą dziewczynę, wracającą, jak się później okazało, z naukowego obozu humanistycznego dla laureatów olimpiad. Dziewczyna popisywała się czytając Eliota i innych wielkich. Była ładna, miała przyjemny głos i chociaż nie czytała głośno, to jednak bardzo wyraźnie. Sama czasami słuchałam różnych fragmentów, mimo że stała na korytarzu. Pan natomiast musiał przechylać głowę, żeby ujrzeć maturzystkę. Wiercił się przy tym niesamowicie, a jego oczy płonęły. Miał chemię do tej dziewczyny, a ja frajdę, że mogę patrzeć na jego fascynację. Jeszcze wcześniej była też belferka (Lublin - Warszawa), po minucie wyczułam u niej belferski ton, zgadłam nawet jaki przedmiot wykłada. Postać chłonąca świat, wręcz zachłystująca się nim. Dużo nam opowiadała, ale pytała też, co czytamy, co oglądamy, czego słuchamy. Takie osoby wg mnie nadają się na nauczycieli.

Chciałabym za rok znowu trafić do Kostrzyna. Jak na razie mam w planach wyjazd do przyjaciółki mojej mamy, która mieszka w Wałczu. Jej syna pamiętam z czasów, kiedy chodziliśmy z mamami na spacery, mieliśmy może z pięć lat. :-) Podróż planowana na 13 sierpnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz