14 sierpnia 2010

Kilka słów o Marcinie

Jeśli istnieje niebo, to Marcin ma tam silne płuca i piękny głos, którym śpiewa nieprzyzwoite piosenki weselne. Dużo tańczy zamiast tylko patrzeć i ocenia, która dziewczyna jest wystarczająco szczupła, która ma najładniejszą sukienkę i odpowiednio wysokie szpilki.

Jeśli istnieje niebo, to Marcin codziennie rano pije tam swoją ulubioną kawę i przegląda gazety. Już bez połykania garści tabletek.

Ma zdrowe ciało. I może wszystko robić sam. Nie potrzebuje już niczyjej pomocy. Ale jest tak samo uparty, dociekliwy, ciekawy świata.

O Hospicjum Małego Księcia myślałam już będąc w gimnazjum. Kiedy na I roku studiów nie przeszłam testów psychologicznych, było mi bardzo przykro. Ale spróbowałam jeszcze raz i udało się. Podopiecznego „wybrałam” sobie sama. Pamiętam ten dzień, kiedy pojechałam do niego po raz pierwszy. Bałam się, że mnie nie zaakceptuje. Był starszy ode mnie, miał już wielu wolontariuszy. Ale jak się okazało, nie było się czego bać. Bardzo się polubiliśmy. Polubiłam też jego rodziców – ludzi otwartych i ciepłych.

Marcin uczył mnie cierpliwości i tego, że liczy się teraźniejszość. Na początku próbowałam zajmować mu czas na swój sposób, ale potem postanowiłam, że będziemy robić tylko to, co on zechce. Czasem oczywiście dopadało mnie lenistwo, ale pokonywałam je. Bywałam u niego co tydzień, nie licząc moich chorób i przerw w nauce, od końca października 2009 do sierpnia tego roku.

Nie czuję się żadnym aniołem, chociaż przyznaję, że mnie to uskrzydlało. Najprzyjemniej było mi wtedy, kiedy się razem śmialiśmy. I kiedy jego mama mówiła, że na mnie czekał.

Jestem wdzięczna Marcinowi i jego rodzicom, że mogłam być im potrzebna. Cieszę się, że mogłam przy nim być ostatniego dnia. Nie żałuję niczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz