21 kwietnia 2010

Kto się nie kochał w belfrze lub belferce? Antoni Libera „Madame”

Ja się kochałam. Pytałam lubego, on też. Czasem to przelotne, krótkie, mało znaczy. Czasem boli bardziej, staje się obsesją. Czytałam kiedyś książkę o chłopcu, który zadurzył się w nauczycielce nazywanej przez niego pieszczotliwie Jaskółką. Być może była to powieść Dorosnąć Zofii Chądzyńskiej, ale nie jestem pewna. Przypominam sobie tylko, że rozczulił mnie sposób, w jaki wyrostek opowiadał o swojej Jaskółce. Te pierwsze namiętności, te zakazane jabłka… :)

Wczoraj skończyłam czytać Madame Antoniego Libery - historię egzaltowanego i bardzo zdolnego ucznia z klasy maturalnej, którego zafascynowała nowa pani dyrektor, nauczycielka francuskiego, dla niego - Madame.

Jednak nie jest to zwyczajny romans. Historia banalnego-niezwykłego uczucia jest pretekstem do opowiedzenia o tym, jak funkcjonowała szkoła w PRL-owskiej rzeczywistości. Libera potrafi ironizować. Zresztą cała powieść jest napisana podniosłym tonem, co było celowym zabiegiem, bo jakże inaczej ukazać chłonny jak gąbka umysł młodego człowieka, jego zauroczenie „istotą nie z tego świata”, dumną, zimną, niedostępną i pociągającą zarazem Victoire.

Historia miłosna łączy się tutaj z przedstawieniem politycznego obrazu naszego kraju. Ale nie tylko. Narrator (nie przypominam sobie, żeby w tekście padło choć raz jego imię) wydaje się być wielkim humanistą, o refleksyjnej i buntowniczej naturze. Nie jest w tym wieku dojrzały, to oczywiste, ale ma szerokie horyzonty i wielką wyobraźnię. Oczytany, błyskotliwy (świadczy o tym całe mnóstwo literackich aluzji, którymi swobodnie żongluje), jest dobrym obserwatorem. Można by krótko powiedzieć – ma w sobie potencjał.

Przepiszę teraz fragment o wystawie grafik Picassa, który jest próbką tego, jak myśli i odczuwa narrator.

Na różnej wielkości planszach kłębiły się nagie ciała, częściej kobiece niż męskie – pokraczne, monstrualne, dziwacznie zniekształcone. Nie deformacja jednak ani nie sama nagość były tym, co najbardziej bulwersowało widza, ale uwydatnienie, a zwłaszcza jego sposób, pierwszorzędnych cech płciowych, czyli narządów rozrodczych. Przede wszystkim obrazy były tak pomyślane, że krocze lub genitalia stanowiły na ogół swoisty punkt ciężkości lub pierwszy plan kompozycji, po drugie zaś, owe organy, niby ledwie muśnięte, odwzorowane szkicowo, nieomal symbolicznie (kropki, kreski i kółka, niekiedy czarna plama), były jednak zarazem piekielnie wyraziste, a w swej formie – dosadne. Przypominały czasem ikonografię dziecięcą z okresu genitalnego, w której mali artyści dają wyraz swym pierwszym odkryciom anatomicznym, przede wszystkim stwierdzeniu zagadkowej różnicy między ludzkimi ciałami – ciałami dziewczynek i chłopców. Innym znów razem to wszystko natrętnie się kojarzyło ze sztuką ludów pierwotnych, w której też, jak u dzieci, niebagatelną rolę odgrywa motyw płci.

Wszelako u Picassa nie było to naiwne jak u nieletnich grafików i jaskiniowych artystów. U niego tchnęło to cierpką, wręcz zjadliwą ironią. Z pokrytych farbą lub tuszem płócien i kart papieru bił drwiąco-rubaszny śmiech.

Lecz z czego właściwie się śmiał sędziwy mistrz z Malagi?

Najprościej rzecz ujmując: z wątpliwej, podejrzanej dorosłości Człowieka; z jego śmiertelnej powagi, z jaką traktuje sam siebie jako twórcę kultury; z jego poczucia wyższości względem fauny i flory, nad które, jak mu się zdaje, raz na zawsze się wybił.

„Cóż to”, spoza obrazów dochodził mnie kpiarski głos, „myślicie, że już jesteście istotami boskimi i wszystkie rozumyście zjedli? A w każdym razie, że wzniósłszy to wasze królestwo na Ziemi, z tym całym jego obrządkiem, obyczajem i duchem, dalekoście odbili od krewnych czworonogów? Otóż chcę wam przypomnieć, jak rzeczy wyglądają. Jesteście w dalszym ciągu i w sposób nieodwołalny poddanymi Natury – we władzy ślepych instynktów, popędów i tropizmów. Wbrew temu, co sądzicie o swoim powołaniu, jedyną waszą misją – każdego z was z osobna – jest przedłużenie gatunku. Płodzenie. Prokreacja. Reszta nie ma znaczenia. Reszta to pozór, ułuda i gonienie za wiatrem.

Patrzcie go, homo sapiens! Puszy się, stroi miny. A niżej pasa jest dziki, nieobliczalny i – śmieszny. Te wszystkie bruzdy, odrośla, okrągłości i dziurki, przez które właśnie dochodzi do aktu odrodzenia – ależ to jest ucieszne, gdy spojrzeć z tej perspektywy!”

Powrócę jednak do głównego wątku książki. Chłopiec dokładnie opisuje proces zauroczenia tajemniczą damą. Dowiadujemy się, że nie cofnął się przed niczym, żeby poznać jej życie prywatne. Śledził ją w drodze do domu, za sprawą starszego przyjaciela zdobył informacje o jej przeszłości, rodzicach, życiu we Francji, o tym gdzie studiowała. Na uczelni poznał nowe fakty i jej drugie imię – Victoire (pierwszego nie poznajemy). Zaczął też brać udział w kulturalnych wydarzeniach związanych z Francją, gdzie pojawiała się ona. Ponieważ nie mógł zdradzić się ze swoją wiedzą, dawał Madame znaki, że jest nią zainteresowany, słał do niej dziesiątki aluzji, których ona zdawała się nie odczytywać lub po prostu nie zwracała na nie uwagi. Zachowanie chłopca z czasem stało się natrętne, obsesyjne. Ale czy nie takie prawa rządzą pierwszym uczuciem? Silnym, przytłaczającym, bo jak kiedyś wyczytał: „Namiętność jest zawsze ponura i pozbawia lekkości”.

Bardzo przyjemnie czytało się Madame, książkę o tęsknotach młodzieńczego wieku (chociaż bałam się zakończenia, bałam się rozczarowania naszego maturzysty). Polubiłam język tej powieści. Warto jeszcze wspomnieć o wyróżnieniach, jakie otrzymał za nią Antoni Libera: I nagrodę w konkursie na powieść ogłoszonym przez wydawnictwo Znak (1998), nominację do Nike (1999) oraz do Międzynarodowej Nagrody Literackiej IMPAC (IMPAC Dublin Literary Award) (2002).

Ale bez względu na nagrody, uważam, że to po prostu dobra książka. Polecam.

6 komentarzy:

  1. Dość późno doczekała się nagród wspomniana Madame (biorąc pod uwagę rok w którym została napisana), minęło bowiem ile? 15 lat?

    Ja gdzieś czytałem ten fragment z panem Picasso, lub komuś. ;)

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam się nad tym zastanawiać. W postscriptum książki jest napisane, że autor zaczął ją pisać w 1982 roku, a skończył w 1983. Sprawdziłam datę pierwszego wydania – 1998. Więc może dopiero wtedy została napisana i w krótkim czasie zauważona? Znalazłam jednak taki artykuł http://magazyn.kreatura.net/?c=118&a=1291, który mówi, że Libera napisał Madame w 1983. Muszę przyznać, że trochę się pogubiłam. Z artykułu wynika, że książka rzeczywiście czekała 15 lat na wydanie w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Libera w ogóle jest interesującym autorem.
    Madame jest znana i lubiana, w trakcie czytania niemalże przeniosłam się z powrotem do dawnych, zapomnianych czasów liceum ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czuję, że trochę idealizujesz czasy liceum ;)
    Czytałaś jeszcze coś fajnego Libery? A może Ty wiesz, kiedy została napisana Madame?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspomnienia mają to do siebie, że są wyidealizowane i nieco zmyślone z samej definicji. Poza tym miałam fajne liceum.
    Libery znam jeszcze Godota. Jeśli kiedykolwiek przeżywałaś mocne fascynacje jakimś pisarzem - spodoba Ci się (w domyśle: powinno się spodobać).

    Niestety, nie wiem kiedy została napisana Madame. Nie jest to dla mnie istotna informacja ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet jeśli zafascynuje mnie styl czyjegoś pisania, to jednak życie jest takie krótkie, a ja czytam powoli :D, muszę dokonywać ostrej selekcji. Teraz mam ochotę na trochę poezji ;).

    OdpowiedzUsuń