Są takie filmy, których nie chce się oglądać drugi raz (i nie mam tu na myśli polskich komedii romantycznych). Mam na myśli filmy bolesne, ocierające się o surrealizm, ale jakże realistycznie ukazujące ludzkie zło. I nieprzystosowanie wynikające z inności. Takim filmem jest Stroszek.
Po obejrzeniu Zagadki Kaspara Hausera zainteresowałam się grającym główną rolę w tym dramacie Brunonem S. Sam Herzog zobaczył go po raz pierwszy w dokumencie o grajkach ulicznych. Zagadka… odniosła sukces, a Bruno – choć ciężko było z nim współpracować, bo jest człowiekiem chorym psychicznie – miał zagrać również rolę w Woyzecku. Kiedy jednak reżyser zmienił zdanie i powierzył ją komu innemu, chcąc zrekompensować złamaną obietnicę, napisał w 4 dni scenariusz do innego filmu, opartego na życiorysie Brunona.
Bruno zagrał berlińskiego grajka ulicznego o umyśle dziecka - Brunona Stroszka, który właśnie zakończył odsiadkę za przestępstwa popełnione po alkoholu. Nie chciał właściwie wychodzić z więzienia, bo nie wiedział jak żyć na wolności. Wiedział jednak, że ma dokąd wracać – jego mieszkania pilnował sąsiad, zafascynowany magnetyzmem zwierzęcym staruszek Scheitz. Jest jeszcze znajoma prostytutka - Eva, którą Stroszek będzie próbował wyciągnąć ze złego towarzystwa. Zapłaci za to wysoką cenę. Byli klienci Evy brutalnie ją prześladują (ona zaś wciąż do nich wraca), a od tej pory nie dadzą spokoju także jemu. Mamy więc trójkę dziwolągów i okrutny, pełen niebezpieczeństw i obojętności świat.
Scheitz ma kuzyna w Ameryce, rodzi się pomysł ucieczki z berlińskiego piekła. Eva szybko zarabia brakującą sumę i wszyscy troje wyruszają w podróż. Na początku jest całkiem nieźle. Mają gdzie mieszkać, Eva pracuje jako kelnerka, Stroszek jako mechanik. American dream jednak się nie spełnia, w końcu zaczyna brakować pieniędzy. Eva prostytuuje się jak dawniej, do Stroszka średnio dociera to, jaką Eva jest kobietą, bo bardzo potrzebuje jej bliskości. Chce spać z nią w jednym pokoju, ale ona mówi, że nigdy nie miała swojego kąta i woli samotność. Będąc w pracy Stroszek wypowiada słowa: „Nie ma nadziei”. Wkrótce dochodzi do licytacji ich domu. Eva odchodzi od niego na zawsze.
Brzmi to wszystko dosyć trywialnie. Do tego momentu jest to przygnębiający obraz samotnych ludzi w smutnym i brudnym świecie. Ale nie rozumiałam, dlaczego wokalista Joy Division, Ian Curtis, popełnił po jego obejrzeniu samobójstwo (oglądając nie pamiętałam już jaka scena ze Stroszka była ukazana w Control), dopóki nie popatrzyłam na ostatnie sceny.
Pozbawiony nadziei Stroszek wyrusza w ostatnią podróż. Po drodze psuje mu się samochód. Zostawia go, jeżdżącego w kółko i idzie na wesołe miasteczko. Tam widzi zwierzęta – tańczące, grające na instrumentach – są one rażone prądem. „Muzykalne”, zamknięte w klatkach. Zupełnie jak Bruno. Włącza wyciąg krzesełkowy i wsiada tam ze strzelbą. Z tyłu krzesełka widnieje napis: Is this really me! Niedługo potem używa strzelby.
Film obfituje w wiele groteskowych scen, ale to chyba dodaje mu jeszcze prawdziwości.
Bruno Schleinstein, tak jak tytułowy bohater, był wyrzutkiem społeczeństwa. Jako małe dziecko porzucony przez matkę prostytutkę, większość życia spędził w przytułkach i więzieniach. Schizofrenik, analfabeta i uliczny artysta. Dzisiaj ma 77 lat i nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. W 2003 roku powstał dokument o nim, ale raczej nie uda mi się do niego dotrzeć.
Pisząc o filmie Herzoga nie mogę nie wspomnieć o muzyce. W Stroszku była ładna, podczas pobytu w Ameryce celowo dosyć śmieszna, ale w Zagadce… – naprawdę niesamowita. I te słowa, od których zaczyna się film: „Czyż nie słyszycie wokół tego strasznego krzyku, który zwykło się nazywać ciszą?” z fragmentem Kanonu D-dur Pachelbela w tle... :) W Stroszku pada za to jedno bardzo pozytywne zdanie, które sobie zapisałam: „Jeśli czegoś pragniesz, nigdy nie jesteś za stary”. To nic, że wypowiada je Eva. Tym razem wykazała się mądrością. I tego optymistycznego akcentu, chwyciłam się - niczym tonący brzytwy - po obejrzeniu tego pozbawiającego złudzeń obrazu. :)
Stroszka nie oglądałam, ale być może obejrzę. "Wygląda" ciekawie.
OdpowiedzUsuńWitaj ponownie, Wanno :D
OdpowiedzUsuńCo tam oglądałaś ostatnio ciekawego?
Ostatnio? Nic nie oglądałam, niestety. Praca mnie pochłonęła, prawie dosłownie ;)
OdpowiedzUsuńAle mam tu gdzieś film o Wojaczku, może obejrzę w chwili wolnego czasu.
Ciekawe, co sobie o nim pomyślisz.
OdpowiedzUsuńByć może "Zagadki Kaspara Hausera" i "Stroszek" to najlepsze filmy Herzoga. Jeszcze bym chyba dorzucił "Fitzcarraldo", ale to wiadomo;)
OdpowiedzUsuńStroszek jest przygnębiający ale jak na Herzoga może nawet zbyt dosłowny, choć niewątpliwie genialny. Polęcam " Szklane serce " hipnotyzm i wizjonerstwo na najwyżswzym poziomie. 100 proc. Herzoga jakiego lubie
OdpowiedzUsuńFitzcarraldo i Szklane serce - zapamiętam, bo nie widziałam żadnego z nich :)
OdpowiedzUsuń