Kiedy K. napisała, że kupiła bilety do Japonii, poczułam łaskotanie w brzuchu. Natychmiast wróciły do mnie obrazy z liceum. Jak siedzimy na korytarzu przed salą na podłodze, jem kanapkę z papryką i rozmawiamy o tym, co nas zaciekawiło, czym zajmujemy swój czas, żeby oderwać się od domowych problemów. Jak chowamy się w małej śmierdzącej szkolnej łazience na piętrze i zwierzamy z rzeczy, których wstydziłyśmy się nawet przed samą sobą. Koleżanki dziwiły się, że w ogóle mamy jeszcze tematy do omówienia. Przysięgam, przez trzy lata nie nudziłam się z nią ani razu. Lubiłam jak brała bez pytania mój zeszyt i rysowała w nim, czasem przez całą lekcję. Moim największym marzeniem była wtedy psychologia, a jej Japonia. Obie kułyśmy historię, żeby dobrze zdać maturę i zostawić to miasto, w którym spotkało nas tak wiele złego. Potem musiałyśmy się rozdzielić, a ja musiałam zrozumieć, że nigdy już nie będzie tak jak dawniej. Zajęło mi to bardzo dużo czasu.
W tym roku obie skończymy 30 lat. Nareszcie jej się udało. Czekała cierpliwie.
Ten blog jest jedyny w swoim rodzaju. Czytam go i cierpię. Jesteśmy nawet w tym samym wieku. No prawie.
OdpowiedzUsuńWitaj, jesteś tu nowa/nowy?
OdpowiedzUsuńco jakiś czas wracam nadrobić. zwykle po cichu
UsuńZapraszam :-)
Usuń