Przede mną żywa choinka, ubrana przeze mnie i J. Są na niej ptaki i wstążki, i czubek. Bombki, koraliki, dzwonki. Brakuje jeszcze suszonych pomarańczy, dziś je upieczemy w piekarniku i zawiesimy.
Kiedyś choinka była symbolem zaczynającego się koszmaru. Teraz jest inaczej. Ale praca nad sobą w ramach kursu psychoterapii nie daje zapomnieć o tym, co było. Jutro dalsza analiza własnych genogramów. Od dwóch miesięcy starałam się wypierać to ze świadomości, ale zaraz będzie tu Magda.
Jutro - jak zwykle - spóźnimy się na kurs. Trochę specjalnie.
Potem rozłożę swoje drzewo i będę się w nie wpatrywać razem z grupą. Będę szukać zasobów i zagrożeń. Jeszcze raz zadam pytanie: dlaczego, i jeszcze raz nie uzyskam odpowiedzi.
Ale dziś - dziś będę wieszać pomarańcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz