25 lipca 2014

Paweł

Da Vinci, Don Kichot, myśliciel z urojeniami, zafiksowany na Bogu i fizjologii. Bojaźliwy katolik, za chwilę perwersyjny bluźnierca. Brzydzi się kobiet, jednocześnie skrajnie je idealizując. Uczy się fińskiego, nie mogąc zapamiętać jak mam na imię. Dobrze ubrany, przystojny okularnik. Chodzi po Domu szybko, lekko pochylony, przystaje na chwilę obok przypadkowej osoby i zaczyna swój filozoficzny wywód. Tworzy nowe słowa, po czym powtarza je z uwielbieniem, żeby podkreślić ich wagę. Gdy słucha się go dłużej, można zauważyć, że jego bełkot przecinają aforyzmy. Ma zaraźliwy śmiech. I jak każdy szalony naukowiec, jest kiepski w sporcie.

Czasami mu zazdroszczę. Tylko czasami, bo schizofrenia odebrała mu to co najcenniejsze. Ale kiedy słyszę te jego stwierdzenia, mam wrażenie, że spotkałam kogoś w rodzaju Wojaczka czy Stachury, po prostu poetę.

Zastanawiam się, co by było, gdyby zdjąć z niego chorobę, jak kurtkę przeciwdeszczową, kiedy przestaje padać. Gdyby znaleźć cudowny lek, przeprowadzić zabieg mózgu, porwać neurony na strzępy i poskładać jeszcze raz, w logiczny sposób. Co by zostało? Kto by został?

Może nie powinnam się fascynować, ale przecież jestem tylko wolontariuszką, więc oj tam :-)

2 komentarze:

  1. Masz super bloga ale mam do ciebie małe pytanie:) Skąd wzięłaś taki szablon, bo bardzo mi się podoba :)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Szablon stworzyłam sama robiąc tło z instalacji Hansa Bellmera "Lalka".

    OdpowiedzUsuń