11 października 2013

Helga Weissova „Dziennik Helgi”

Zawsze kiedy zaczynam czytać książkę o Holokauście, towarzyszy mi uczucie wstrętu. Nie mogę znieść tego, co ludzie mogli/mogą (przykład obozów w Korei Północnej) robić sobie nawzajem. Tak też było, kiedy sięgnęłam do „Dziennika Helgi”. To może nie był dobry moment na poznawanie takich historii (stres z powodu przeprowadzki), ale kiedy zaczęłam, nie mogłam się już oderwać.

Helga Weiss, rodowita prażanka, przeżyła 3 lata w getcie w Terezinie, następnie była więźniarką obozów w Auschwitz, Freibergu i Mauthausen. W momencie wybuchu wojny miała 10 lat. Już w dzieciństwie ujawnił się jej talent, a w getcie malowała otaczającą ją rzeczywistość (po tym jak przekazała ojcu rysunek dzieci lepiących bałwana, odpisał jej „Maluj, co widzisz”). Obrazy Holokaustu powracały w jej twórczości jeszcze wiele lat po tych wydarzeniach.

To, co jest specyficzne w takich książkach to nadzieja. Czytałam kiedyś książkę zatytułowaną „Nadzieja umiera ostatnia”, którą kupiłam w Oświęcimiu. Miała podobny wydźwięk.

„Dziennik Helgi” jest tym bardziej interesujący, że ukazuje wojnę oczami dziecka. Wydaje się, że Helga przeżyła, bo towarzyszyła jej matka. Były momenty, że chciała popełnić samobójstwo, ale musiała walczyć ze względu na nią. Co ciekawe, tyfusowi obie poddały się dopiero po powrocie do Pragi.

Człowiek to naprawdę dziwna istota. Jest w stanie znieść tak wiele, żyć dalej, tworzyć, może nawet być w miarę szczęśliwym. Helga miała męża, ma dzieci, wnuki (uzdolnione plastycznie, a po mężu muzycznie), zrobiła międzynarodową karierę malarską.

Z drugiej strony człowiek to istota obrzydliwa. Robi obrzydliwe (moralnie) rzeczy, ale też choruje, śmierdzi, ma niskie potrzeby, posługuje się instynktem, męczy się, byleby przeżyć. Nigdy nie przestanie mnie fascynować to, ile człowiek może wytrzymać.

Na studiach, choć na razie zajęcia mam bardzo rzadko, ciągle słyszę „antropolog to, antropolog tamto”. Może to naiwne, ale będąc psychologiem i studiując etnologię, czuję jeszcze większą potrzebę poznawania człowieka. W różnych wymiarach. Jutro wybieram się na wystawę The Human Body, prezentującą ciała poddane procesowi plastynacji. Trochę się boję, w końcu będzie o moim wnętrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz