Kiedyś moje lęki dotyczyły
opętania przez diabła i ciemności. Z opętaniem mi przeszło, przemieliłam temat
tego, że chciałam być idealna, dobra, nie pozwalałam sobie na złość wobec
najbliższych itd.
Z ciemnością mi pozostało.
Najbardziej przeraża mnie natura.
Jak oglądam sztorm albo huragan i ciemne niebo, czuję wielki niepokój. Wprawdzie morza w
Krakowie brak, trąby powietrzne też się raczej nie zdarzają, ale wystarczy, że
spojrzę na jakiś filmik albo zdjęcia. Czasem specjalnie włączę sobie dokument,
żeby się pobać.
Miałam dzisiaj ciekawy sen. Śniły
mi się nagłe zmiany pogody, było słońce, a potem niebo robiło się momentalnie
czarne, jak w nocy, ale nie pokrywały go chmury, tylko skały. Skalista fala
posuwała się bardzo szybko i ze słonecznego dnia robiła się kamienna noc. I do
tego burza. Taka wielka, że wybijała okna. Takie zmiany następowały po sobie
kilka razy. Jedna z tych burz sprawiła, że coś się stało mojemu promotorowi
pracy magisterskiej i nie mógł być na mojej obronie. Może to lęk przed
pierwszym spotkaniem z promotorką pracy licencjackiej? :-) Może przed tym, że
nie zaakceptuje tematu? Chcę pisać o drzewie kosmicznym w kontekście
współczesnego filmu, tzn. szukać w kinematografii elementów dawnych wierzeń
dotyczących drzew, które łączyły nasz świat z zaświatami. Jak ja to nazywam –
szukać etnologii w nowoczesności. Ciekawe, czy się uda.
A propos kosmosu, byłam na filmie
„Grawitacja”. Przerażający, bardzo ciekawy. I byłam pierwszy raz na 3D,
rzeczywiście wzmocniło doznania.
Odwiedziłam też splastynowane
ciała na wystawie The Human Body. Owszem, robiły wrażenie. Niektóre części
ciała wyglądały jak stworzenia z morskich głębin. Zaciekawiła mnie małość nerek
i mózgu, obejrzałam raki różnych narządów. Przy układzie nerwowym zatęskniłam za neuropsychologią. Pomyślałam
sobie, że wykorzystanie ciał do wystaw czy badań to takie życie po życiu. Zmniejszyło
to na chwilę mój lęk przed śmiercią (w końcu w trumnie też jest ciemno). Może by
tak oddać się studentom medycyny? Śmialiby się oglądając mnie w częściach, a
potem stwierdzili z powagą, że tak nie można i z pełnym profesjonalizmem opisywaliby
żyły, tętnice, zdrowe i chore tkanki, zużytą wątrobę. Zastanowię się nad tym. Na razie zmykam na antropologię podróży :-)