Dostałam dzisiaj od Ani kolczyki, które kupiła w Hiszpanii (zawsze przywozi mi kolczyki z różnych miejsc, bardzo to lubię). Dostałam też od Oli pocztówkę z Nowego Jorku, którą wysłała będąc już u siebie w Maine, bo jest leniwa. I jeszcze dwa amonity od Madzi, które znalazła we Francji wspinając się na niepewne wzniesienia.
Patrząc na te amonity rozmyślam sobie, że fajnie byłoby, gdyby po mnie zostało coś po tylu latach. Widzę oczami wyobraźni wielkie rośliny i dziwne zwierzęta. Nie ma technologii, nie ma ludzkich aspiracji. Jest święty spokój, nieświadomość. Śmierć i narodziny są bardziej naturalne, ziemia bardziej pachnąca, czas jest jakby obok, nikt go nie liczy. I wyobrażam sobie, że ta skamieniałość mogłaby mi opowiedzieć historię. Najdłuższą i najciekawszą historię. O tym jak kontynenty powoli się ruszają, jak wymierają dinozaury, kształtują się ssaki, powstają Himalaje, robi się zimno, powstaje Biały, Czarny i Żółty. Zaraz zacznie mieszać, kombinować, psuć i tworzyć. Zaraz zacznie zabijać, zaraz Hitler zacznie krzyczeć. Telefony komórkowe będą mieć te wszystkie skomplikowane funkcje.
Skamieniałość patrzy. Teraz widzi mnie i chce jej się śmiać. Śmieje się z tego, że wydaje mi się, że to ja mam ją. Przestrzeń i czas wysuwają się delikatnie z mojej dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz