Dwie historie starzejących się, zdradzających długoletnie partnerki mężczyzn. Zawiedzione kobiety, rozedrgani świeżym napływem namiętności kochankowie, zagubione młode siksy. Tylko gdzie tu miejsce na literaturę?
Zadaję sobie pytanie, po co w ogóle powstała ta książka? Było trochę trafnych metafor, trochę realizmu w szarpaniu się bohaterów z nudą dnia codziennego, w szukaniu czegoś, co wyrwałoby ich z odrętwienia. Było trochę opisów erotycznych scen. I to wszystko. Taki obyczajowy porno harlequin. Mam przeczucie, że ulubione romanse mojej babci są napisane z większym jajem.
Język Gretkowskiej i Pietuchy są tak podobne, że czasami zapominałam, że nie czytam już jej, tylko jego. Historie bliźniaczo do siebie podobne, usprawiedliwiające męską zdradę. Historie, które można skwitować jednym zdaniem: Takie jest życie. Większej filozofii tutaj nie widzę. Chyba że nie mam prawa jej widzieć, bo jest to książka wyłącznie po to, żeby zapchać czas. Poczytać coś w stylu historii z „Sukcesów i porażek”, ale żeby starczyło na dłużej.
A może Gretkowska pokazała w innej książce, co potrafi? Ale cóż, w bibliotece wybrało mi się taką. Nie zachęciła mnie, żeby sięgnąć po jeszcze. A co do jej partnera, psychoterapeuty - oczekiwałam większej głębi.
13 sierpnia 2011
10 sierpnia 2011
To już rok
Minął rok, od kiedy odszedł Marcin. Odwiedziłam dzisiaj jego rodziców, razem byliśmy na mszy, cmentarzu, a potem u nich w domu.
Wielki, rodzinny pomnik… poważny… tak bardzo kontrastuje z jego osobą. Dlatego nie bywam tam zbyt często. Wolę rozmawiać z jego rodzicami, wspominać dobre, zabawne chwile.
Dziwne, że wcześniej miałam pomysł, żeby ten dzień spędzić inaczej niż u nich. Czułam, że jestem w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Zawsze czuję się u nich dobrze, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. To spotkanie było mi bardzo potrzebne.
Trudne emocje pogłaskane przez spokój.
Wielki, rodzinny pomnik… poważny… tak bardzo kontrastuje z jego osobą. Dlatego nie bywam tam zbyt często. Wolę rozmawiać z jego rodzicami, wspominać dobre, zabawne chwile.
Dziwne, że wcześniej miałam pomysł, żeby ten dzień spędzić inaczej niż u nich. Czułam, że jestem w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Zawsze czuję się u nich dobrze, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowy. To spotkanie było mi bardzo potrzebne.
Trudne emocje pogłaskane przez spokój.
9 sierpnia 2011
Ciuchcia przejeżdżająca przez układ nerwowy
Szukanie artyzmu w filmie „Decasia” przypominało mi próby zrozumienia, że kibel albo butelka obdarta z naklejki mogą być sztuką. Muzyka okropna, niczym ciuchcia przejeżdżająca przez układ nerwowy, kojarzyła mi się z rozkładem osobowości.
Inna myśl była taka, że film z tą muzyką, a obrazami z własnego życia nadawałby się do wyświetlenia na sądzie ostatecznym. Drgające plamy zapełniałyby momenty przykrego oczekiwania na to, co wyświetli się dalej.
Nasuwa mi się porównanie z „Koyaanisqatsi”. Jednak ten drugi miał przekaz, muzyka współgrała z obrazami. Snuł opowieść o konflikcie człowieka z naturą. Tu przekazu po prostu nie ma. Obrazy są przypadkowe, dźwięki piłują mózg przez godzinę. Może na tym polega surrealizm w filmie. Może odnalazłyby się tutaj jakieś motywy układające się w całość, gdyby się postarać. Przecież podobno sny można zrozumieć, a chodzi chyba o podświadomość. Ale to było nudne.
Jestem na nie.
Inna myśl była taka, że film z tą muzyką, a obrazami z własnego życia nadawałby się do wyświetlenia na sądzie ostatecznym. Drgające plamy zapełniałyby momenty przykrego oczekiwania na to, co wyświetli się dalej.
Nasuwa mi się porównanie z „Koyaanisqatsi”. Jednak ten drugi miał przekaz, muzyka współgrała z obrazami. Snuł opowieść o konflikcie człowieka z naturą. Tu przekazu po prostu nie ma. Obrazy są przypadkowe, dźwięki piłują mózg przez godzinę. Może na tym polega surrealizm w filmie. Może odnalazłyby się tutaj jakieś motywy układające się w całość, gdyby się postarać. Przecież podobno sny można zrozumieć, a chodzi chyba o podświadomość. Ale to było nudne.
Jestem na nie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)