11 października 2009

„Hasiu Hasieńko / już trzeba iść – no chodź”


42 lata temu przestało bić serce Haśki. Zawsze ją lubiłam. Nie przeszkadzała mi monotematyczność jej poezji, nie drażnił sentymentalny ton. Miłość, złoto, serce – te słowa w jej wykonaniu nigdy nie brzmiały mi tandetnie. Myślę, że przez swoją chorobę widziała dużo, w swojej kruchości była prawdziwa. Nie wstydziła się pisać o lękach, a jednocześnie potrafiła zachwycić się słabym ciałem, uznawała je za coś pięknego i niezwykłego. Lubiła życie, chociaż większość czasu spędziła w szpitalach i sanatoriach, a w wieku 21 lat została wdową.

Fascynowała się czasem. Pisała o nim:

[…] czas –
jest przezroczystą perłą
wypełnioną oddechem
(*** „żyje się tylko chwilę…”)


albo

[…] czas
przyczajony poza mną do skoku
trzyma w wąsach źdźbło
dzisiejszy dzień
(*** „w jadowitym brzęku…”)


O sercu, które było jej „władcą absolutnym”, potrafiła pisać z czułością i subtelną ironią:

***

delikatnie niosę moje serce
jak obciętą głowę świętego Jana
ziemia tańczy pode mną

moje serce jest amebą
wydłużającą się bez końca
żyjątkiem

ten świat należy do niego
łóżko obraz cztery kąty

moje serce lubi geometrię
i harmonię

ostrożnie je niosę
jak obciętą
głowę świętego


W Ameryce, dokąd pojechała na pierwszą operację serca w 1958 roku i została potem na studia, przyjaźniła się z ludźmi z całego świata. Rozumiała ich tęsknotę za domem i starała się im pomagać. W liście do matki z 14.06.1961r. pisała:
[…] Zaprosiłam Yasuko do Polski. Na dwa miesiące. Właśnie napisałam do ambasady, żeby jej dali wizę i zwolnili z opłat i wymiany dolarów. Napisałam, że będzie na moim utrzymaniu. Pod koniec lata odesłałoby się ją do Osaki. Yasuko strasznie tu nieszczęśliwa. Nie widziała Japonii pięć lat – a jeszcze ma rok do skończenia Smith. Powiedziałam jej, żeby zrezygnowała z kończenia i jechała ze mną – najpierw do Polski – potem do domu. Uniwersytet może kończyć w Osace, a przynajmniej nie będzie chciała wieszać się każdej nocy. Nie wiesz, jak źle być z daleka od domu. Yasuko mówi po angielsku, francusku, grecku i japońsku… po polsku – nie mówi, ale pewnie się nauczy… […] Chyba Yasuko będzie szczęśliwa – skośne oczka jej się świeciły, kiedy ją zapraszałam i od razu chce przyjechać. No widzisz – to będziesz miała dwie – chociaż Ci pewnie tyle nie potrzeba.

Śmierć, obok miłości, kobiecości i czasu, była częstym tematem poezji Poświatowskiej. To jeden z moich ulubionych wierszy (pochodzi z pierwszego tomiku pt. „Hymn bałwochwalczy”):

Tańcząca Nina

dlaczego umarła Nina
na strychu pośród mokrych prześcieradeł
okręciła szyję
sznurkiem od bielizny
jeszcze patrzyła przez niewielkie okno
gdy przyszła śmierć
fioletowa - złota
złota - fioletowa jak samotność
umarła Nina
nie żyje

nietoperz przysiadł na włosach
w puste oczy zagląda - myśli
człowiek - myśli
a to Nina umarła
na sznurku od bielizny zawisła

kiedy biodrem jedwab potrąca
patrzą na nią i ściskają pięści
mężczyźni o chmurnych mięśniach
o twarzach jak negatyw słońca
które światłem rozbłyśnie
zalśni

na wysokich obcasach wspięta
w powietrzu na palcach
idzie i trzyma w rękach
jakiś śpiew jakiś wiatr
na palcach wspięta
tańczy

piersi
każda osobno
głębiej
wycięty trójkąt serca
kręte drogi krwi
odpływa
przypływa
wygina szyję

biodra
rozkołysane senne
biodra
wstające wiecznie
i wiecznie
zasypiające
w tym samym ruchu
brzuch
opowieść o brzuchu
uniesiona ciemna
głos
głos który wabi
głos który odpycha
głos który mięśnie napręża
opowiada o smagłej powierzchni ciała
o nagłych przegięciach skrętach
zdławiony milionem pocałunków
łkający zwierzęcy
głos

usta wypukłe
sukienka wzdęta
ręce zaciśnięte
usta otwarte - ręce
i stopy stopy - właśnie
jak duszny wąski sen

tańczy Nina na sznurku
na zwykłym
nie żyje Nina i czemu
taką piękną ma szyję
takie nogi jak słowa refrenu
je t'aime

7 komentarzy:

  1. Nie przepadam za jej wierszami. Wydają mi się zbyt sztuczne i patetyczne, ale to tylko moja opinia. Hum-hum, jak to mawiał Humbert-Humbert.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sztuczne? Patetyczne? No w grobie się przewraca :P Żartuję :)
    Też lubisz Lolitę? A może widziałaś film Kubricka? Wersja Lyne'a jest fajna, ale z tego, co pamiętam w końcówce przegięli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sie lubi Lolitę. Filmy widziałam, ale do ksiązki się nie umywają. Ogólem cała twórczość Nabokova jest szalenie interesująca. Teraz zasadziłam się na ową bestsellerową "Adę".

    Widzisz, z poezją jest tak jak z każdą inną dziedziną sztuki, czyli de gustibus non est disputandum :P Po prostu nie przepadam za Poświatowską, tak jak nie przepadam za twórczością Twardowskiego. Ot i cała filozofia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha! Twardowskiego też lubię ;D
    Nie czytałam nic więcej Nabokova, więc jak pochłoniesz Adę to powiedz, czy fajna ;)
    A co do „o gustach się nie dyskutuje” to zastanawiam się nad tą kwestią od dawna i nie mogę się z nią zgodzić. Bo jeśli my, ludzie nie dyskutowalibyśmy o gustach, to o czym? O pogodzie? Zresztą ocenianie dzieł sztuki przez krytyków to jedna wielka dyskusja (na temat gustów). Więc to przereklamowane hasło :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nabokova polecam jeszcze "Dar", "Blady ogień" albo "Obronę Łużyna". Autor operuje niezwykle barwnym językiem, co zapewne widziałaś już w "Lolicie". Ale to nie wszystko. Dla samych pomysłów i historii warto coś więcej jego autorstwa poczytać.

    Mylisz się. Nie dyskutujemy o gustach, tylko o samych dziełach :P Dotyczy to pośrednio gustów, ale samą rozmowa o nich nie jest, zauważ. O gustach się nie dyskutuje, bo tu już się wkracza na obszar niepewny, gdzie łatwo o zdenerwowanie czy obrażanie rozmówcy. Albowiem wielu w głębi duszy uważa swój gust (czy to czytelniczy, czy smakowy) za ten jedyny słuszny.
    Poza tym wydaje mi się, że chodzi tu jeszcze o taki istotny fakt, że jeśli coś mi się nie podoba samo z siebie, to ani Ty ani żadna inna osoba nie sprawi, żeby mi się to spodobało.
    Taka dygresja :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieło to nic innego jak zapisany papier czy tam zamalowana szmata + mój gust. Poza tym miałam tak wiele razy, że coś mi się nie podobało, ale potem jednak spodobało, bo np. do tego dorosłam. Ale rozumiem, o co Ci chodzi i pewnie dokładnie zastanowię się nad Twoimi słowami, które z przekorą mogę teraz łatwo odrzucić ;D
    Może kiedyś zajrzę do tamtych książek, na razie mam długą kolejkę i zaczynam gromadzić kserówki ;)
    Pozdrawiam słonecznie w ten paskudny dzień ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kserówki - zmora i błogosławieństwo studentów. Ileż na to papieru pójdzie, ileż makulatury się natworzy... Ach! Stare, dobre ksera i kserówki :D

    Trzymaj się :) U mnie pada śnieg.

    OdpowiedzUsuń