15 lipca 2009

"Oranżeria naszej planety - dżungla"

Podróże kształcą. Dlatego byłam ostatnio w dżungli.
A to za sprawą pięknego serialu przyrodniczego, który powoli zdobywa moje serce - Planeta Ziemia. Ósmy odcinek opowiada o dżunglach. I na koniec padają tam takie słowa: "Ogromna różnorodność lasów tropikalnych ma swoją cenę. Uczyniła je jednymi z najbardziej zrównoważonych ekosystemów na Ziemi. Ale też naraziła na niszczenie przez inną, wielką małpę, bliskiego kuzyna szympansów - człowieka".
Darwin wygłosił swoją teorię już jakiś czas temu, jednak takie słowa zawsze przerażają mnie i fascynują. Zupełnie jak te o nieskończoności wszechświata, o tym, że nie jesteśmy sami, że są gdzieś inne rozumne istoty. Tak samo zadziwia mnie fakt, że kiedyś biegałam owłosiona po dżungli. Zwykle ludzie nie zastanawiają się nad tym. Bo nie mieszkamy wśród rajskich ptaków, a i na niebo spoglądamy tylko czasem.
Traf chciał, że po powrocie z dżungli przeczytałam wiersz Herberta Wstydliwe sny. Pasował do odcinka, więc zwiększył siłę jego oddziaływania. Utwór zaczyna się w taki sposób:

Metamorfozy w dół do źródeł historii
utraconego raju dzieciństwa w kropli wody


Podmiot liryczny pragnie cofnąć się do źródeł historii, raju (w domyśle czasów przed człowiekiem), do okresu, kiedy kropla wody stawała się przyczyną początku życia. W kolejnych trzech zwrotkach zastanawia się nad życiem zwierząt - "przodków" człowieka:

ucieczki pościgi przez mysie korytarze
owadzie wędrówki na dno kwiatu
ostre przebudzenie w gnieździe wilgi

albo czujny bieg po śniegu w skórze wilka
i nad krawędzią przepaści wielkie wycie do pełni
nagły strach kiedy wiatr przynosi zapach mordercy

cały zachód słońca w rogach jelenia
spiralny sen węża
wertykalnie czuwanie płastugi


Potem następuje fragment, który lubię:

to wszystko jest zapisane w atlasie naszego ciała
i w skale czaszki odciśnięte jak portret przodków
więc powtarzamy litery zapomnianej mowy


Ślady tamtych zwierząt poeta odnajduje w człowieku, bo naszą budowę ciała zawdzięczamy istotom żyjącym przed nami. Nasze ręce, nogi, twarz są skutkiem ewolucji, czy to nie jest niesamowite? "Przypominamy" o dawnych stworzeniach.

tańczymy nocą przed posągami zwierząt
ubrani w skórę łuski pióra i pancerze
nieskończona jest litania naszych zbrodni


Tutaj podmiot liryczny porównuje człowieka pierwotnego z homo sapiens sapiens. Kiedyś oddawaliśmy kult posągom zwierząt, dzisiaj oddajemy kult innym przedmiotom i ideom, ale wciąż od zarania dziejów - popełniamy błędy, zbrodnie, krzywdzimy. Jako jedyne istoty czynimy zło, bo tylko my posiadamy sumienie, które nam o tym mówi.

W ostatniej strofie wiersza, podmiot liryczny zwraca się do "dobrych duchów" (tych, które chroniły pierwotnego człowieka?):

dobre duchy nie odtrącajcie nas
zbyt długo błądziliśmy po oceanach i gwiazdach
strudzonych ponad miarę przyjmijcie do stada


Tak dużo czasu musiało minąć, zanim na Ziemi pojawiła się inteligencja. Człowiek płaci za to, że myśli i odczuwa emocje, swoim smutkiem, złością, złem, jest strudzony poszukiwaniami, tymi codziennymi i tymi wielkimi. W tej zwrotce pojawia się ironia - istota ludzka, choć niezwykła, jest tak naprawdę skazana na strach, niepewność, zależność. Istnieje coś większego od człowieka, coś, czego nie potrafimy pojąć. Jesteśmy częścią układanki, musimy się z tym pogodzić. Nasz wygląd, nasze umysły są małym fragmentem Życia.

A co wtedy, gdy porównanie człowieka i zwierząt jest bolesne? Kiedy nie chodzi już o to, że są naszymi przodkami, ale że pozbawiając siebie wrażliwości, upodobniamy się do nich? Co wtedy, gdy zabijamy tak jak one? Cofamy ewolucję? Nad tym zastanawiał się K.K. Baczyński w swoim wierszu Lasem:

Chodzę lasem, zostawiam nie ślady, lecz tropy
i sapię w wąskiej norze oddechem włochatym.
Czy to prawda, że żyłem rybą przed potopem
i że jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty?
Jakże płyną te sosny? sierść ma zapach ostry.
Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem.
Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem -
myśliwy z psem, który też był kiedyś człowiekiem.


Wojenna rzeczywistość sprawia, że podmiot liryczny czuje się jak wilk (homi homini lupus est?). Ewoluował (był rybą przed potopem) po to, by z człowieka ponownie stać się niższą istotą (walczyć, zabijać). Ale nadal kocha kwiaty - rozmyśla o pięknie, którego obraz został zniszczony wojną. Żołnierz idzie lasem, mija sosny, a jego krok jest wiekiem - cierpiąc z powodu obowiązków żołnierza, być może po zabiciu kogoś, na powrót staje się człowiekiem dobrym, myślącym, buntującym się. Należy wspomnieć, że Baczyński przed wojną był pacyfistą. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo musiał cierpieć, kiedy zabił człowieka po raz pierwszy. To pomieszanie poziomów, etapów w dziejach świata przyprawia go o obłęd.

Czy ewolucja doprowadzi do tego, że zostają z nas tylko karaluchy? III wojna miałaby się podobno tak kończyć. Być może, ale Sted swoim utworem Człowiek człowiekowi wznieca w nas iskierkę nadziei:

Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty nie daj się zgnębić
Lecz ty nie daj się spętlić

Człowiek człowiekowi szpadą
Człowiek człowiekowi zdradą
Lecz ty nie daj się zgładzić
Lecz ty nie daj się zdradzić

Człowiek człowiekowi pumą
Człowiek człowiekowi dżumą
Lecz ty nie daj się pumie
Lecz ty nie daj się dżumie

Człowiek człowiekowi łomem
Człowiek człowiekowi gromem
Lecz ty nie daj się zgłuszyć
Lecz ty nie daj się skruszyć

Człowiek człowiekowi wilkiem
Lecz ty nie daj się zwilczyć
Człowiek człowiekowi bliźnim
Z bliźnim się możesz zabliźnić


Sted wprawdzie trochę przegiął w zabliźnianiu się z bliźnimi, bo chciał, żeby go wcale nie było, chciał stać się częścią świata, zniknąć, a potem na dodatek zniknął na poważnie, ale tekst jest budujący, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz