23 maja 2009

„Tak jak Babcia chciała, spotykam się z kobietą”


Takie słowa wypowiada Leon Okrasa na grobie swojej niedawno zmarłej babci. To ona go wychowywała, ale jednocześnie zaniedbywała intelektualnie - była zbyt stara, żeby odpowiednio zajmować się dzieckiem. Po jej śmierci upośledzony Leon zostaje więc na świecie zupełnie sam. Pracuje w przyszpitalnej spalarni, gdzie usuwa ludzkie szczątki. Pomimo makabrycznej pracy, ciężkich warunków życia i wcześniejszego posądzenia o gwałt na jednej z pielęgniarek Annie (był tylko jego świadkiem) – Leon musi dawać sobie radę. Społecznie niedostosowany i samotny zakochuje się w Annie, którą widuje wieczorami w oknie. Kiedy babcia Leona umiera, mężczyzna postanawia włamywać się co noc do mieszkania Anny. Nie robi jej krzywdy, lecz przykrywa ją kocem, sprząta, zostawia prezenty albo po prostu na nią patrzy (motyw dobrego włamywacza był również obecny w filmie Pusty dom Kim Ki-duka - bohater tego filmu, bezdomny Tae-suk włamuje się do cudzych mieszkań, korzysta z domowych sprzętów, a w zamian sprząta i naprawia różne rzeczy – a w jednym z takich mieszkań spotyka swoją późniejszą ukochaną). Leon spędza u Anny cztery noce i stąd tytuł filmu Cztery noce z Anną. Trzeba dodać, że odwiedzanie ukochanej kończy się dla niego tragicznie – Leon ponownie staje przed sądem.

Film Skolimowskiego jest niezwykle ponury i ciemny. Pomimo dobrej gry aktorskiej Artura Steranki i Kingi Preis (to sztuka dobrze zagrać śpiącą osobę), obraz dłuży się. Przez pierwsze pół godziny przebrnęłam z trudem, później zaczęło się dziać coś ciekawego. Patrzyłam na Leona jak na uosobienie samotności. To nieszczęśliwy, szalony człowiek o dobrym sercu – dowodem jest kupienie za pieniądze ze szpitalnej odprawy drogiego pierścionka na urodziny Anny. Mężczyzna jest hojny i odważny, choć tak bardzo dziecinny.

Nie chcę bronić Leona (karmił Annę środkami nasennymi), nie uważam też tego filmu za arcydzieło (nie zachwycił mnie, występują też w nim błędy prawne dotyczące procesu sądowego). Uważam jednak, że warto było go zobaczyć ze względu na przedstawienie skutków samotności człowieka (samotność = brak rodziców, samotność = śmierć babci, samotność = nieodwzajemniona miłość, samotność = odrzucenie przez innych). Samotności wszechogarniającej, która prowadzi do złych posunięć, do wyborów, których się potem żałuje, samotnej codzienności, która deformuje psychikę ludzi. Nie tylko upośledzonych jak Leon.

Jak bardzo samotność zmienia życie człowieka, opowiada również nowela Jacka Londona, do której dzisiaj zajrzałam. Wiara w człowieka to historia dwóch pracujących na Alasce bogaczy – Corry’ego Hutchinsona i Lawrence’a Pentfielda, którzy tęsknią za domem. Jeden z przyjaciół może wrócić na jakiś czas do rodziny, drugi musi pozostać na miejscu, by nadzorować pracę innych. Rzucają oni kośćmi, wypada na Corry’ego. Lawrence prosi go, by wracając przywiózł na Alaskę jego ukochaną, Mabel Holmes, na którą czeka od dwóch lat i dla której buduje piękny dom na wzgórzu.
Przyjaciele piszą do siebie listy, Hutchinson zaprzyjaźnia się z Mabel. Jednak przez pewien czas listy nie nadchodzą, ponieważ ginie kilka par sań pocztowych. Pentfield czeka z niecierpliwością na jakąś wiadomość. Czas zajmuje mu praca i kasyno.
Właśnie w kasynie, pewnego dnia Pentfield dowiaduje się, że Corry się żeni. Z jego Mabel. Tak napisała jedna z gazet. Lawrence próbuje normalnie żyć, lecz po tygodniu postanawia wyruszyć w podróż. Spotyka podczas niej kulawą Indiankę, Lashkę, z którą natychmiast się żeni. Jest dla niej dobry, ale jej nie kocha.
Na wiosnę przypadkowo spotyka zaprzęg z saniami Hutchinsona. Są razem z nim Mabel i jej siostra, Dora. Okazuje się, że gazeta podała złą informację (którą zresztą sprostowano w następnym numerze) – to Dora jest żoną Corry’ego, a Mabel przybyła na Alaskę do ukochanego Lawrence’a. Ale on już wybrał, a właściwie wybrała za niego samotność. Odstępuje przyjacielowi i Dorze starą chatę. W nowej na wzgórzu będzie mieszkał z Lashką.

21 maja 2009

Smutny panteizm Spinozy

Wiersz pt. Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy autorstwa Zbigniewa Herberta pochodzi z tomiku Pan Cogito (1974).

Baruch Spinoza z Amsterdamu
zapragnął dosięgnąć Boga

szlifując na strychu
soczewki
przebił nagle zasłonę
i stanął twarzą w twarz


Baruch (później Benedykt) Spinoza to XVII-wieczny filozof, który wyznawał panteizm – pogląd, że Bóg i świat to jedna, nierozerwalna substancja. Brak osobowego Boga Spinoza tłumaczył tym, że substancja istnieje sama w sobie i sama jest własną przyczyną - Bóg jest substancją, która nie mogła stworzyć samej siebie ani stworzyć czegokolwiek innego.
Zbigniew Herbert wyobraził sobie spotkanie Barucha z Bogiem, który istnieje mimo całej złożoności jego systemu filozoficznego.
Pragnienie dosięgnięcia Boga być może wyraża się właśnie w owym systemie, który mówi, że Bóg jest wszystkim – wówczas rzeczywiście bylibyśmy bardzo blisko niego.
Miejsce, w którym dzieje się to wydarzenie, nie jest przypadkowe – Spinoza na co dzień zajmował się wytwarzaniem soczewek.

mówił długo
(a gdy tak mówił
rozszerzał się umysł jego
i dusza jego)
zadawał pytania
na temat natury człowieka

- Bóg gładził roztargniony brodę

pytał o pierwszą przyczynę

- Bóg patrzył w nieskończoność

pytał o przyczynę ostateczną

- Bóg łamał palce
chrząkał


Herbert z ironią patrzy na filozofa, który dużo mówi i pragnie dowiedzieć się jak najwięcej na temat człowieka, początku świata. Spinoza oczekiwał wszechmądrości, ale nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytania – pozostały one tajemnicą Boga, tylko on może posiadać taką wiedzę.

kiedy Spinoza zamilkł
rzecze Bóg

- mówisz ładnie Baruch
lubię twoją geometryczną łacinę
a także jasną składnię
symetrię wywodów

pomówmy jednak
o Rzeczach Naprawdę
Wielkich

- popatrz na twoje ręce
pokaleczone i drżące

- niszczysz oczy
w ciemnościach

- odżywiasz się źle
odziewasz nędznie


Bóg chwali Barucha za jego otwarty umysł (Spinoza był zafascynowany matematyką i właśnie w matematyczny sposób próbował rozwiązywać problemy filozoficzne), nie podoba mu się jednak, że nauka zajmuje cały umysł filozofa, że Baruch nie potrafi rozmyślać o Rzeczach Naprawdę Wielkich, czyli Rzeczach Naprawdę Ludzkich, takich które czynią życie człowieka piękniejszym. Spinoza nie szanuje siebie - wytworu Boga.

- kup nowy dom
wybacz weneckim lustrom
że powtarzają powierzchnię

- wybacz kwiatom we włosach
pijackiej piosence

Herbert popełnił tutaj mały błąd (a może zrobił to specjalnie?), bo „powtarzają powierzchnię” lustra fenickie. A może napisał w ten sposób celowo, bo potocznie mówi się o tych lustrach - weneckie. To nieistotne. Liczy się to, że Spinoza nie potrafi zauważyć piękna życia codziennego, nie umie się nim prawdziwie cieszyć. Co do „pijackiej piosenki” to urokliwe „Kwiaty we włosach” Czerwonych Gitar nie były wprawdzie znane Baruchowi, ale gdyby nawet były znane, zapewne nie słuchałby ich z powodu ciekawszych i poważniejszych zajęć.

- dbaj o dochody
jak kolega Kartezjusz

- bądź przebiegły
jak Erazm

- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
i tak go nie przeczyta


Spinoza mógłby pozazdrościć Kartezjuszowi, bo ten rzeczywiście miał duże dochody, co pozwoliło mu na podróżowanie po Europie i zdobywanie wiedzy. Mógł także zazdrościć jednemu z głównych przedstawicieli humanizmu odrodzenia - Erazmowi z Rotterdamu jego przebiegłości. Osoba mówiąca w wierszu wspomina również króla Francji, Ludwika XIV. Prosił on Spinozę o zadedykowanie mu jednego ze swoich dzieł w zamian za dożywotnią pensję. Filozof jednak odmówił. Herbert z ironią radzi Baruchowi, by zgodził się na dedykację dla króla – on pewnie i tak nie zajrzy do tej rozprawy naukowej.

- uciszaj
racjonalną furię
upadną od niej trony
i sczernieją gwiazdy

- pomyśl
o kobiecie
która da ci dziecko


Następną radę Boga można zinterpretować na dwa sposoby. Po pierwsze „racjonalna furia” (skrajny realizm) może być szkodliwa dla człowieka. Racjonalnie nie zdołamy wytłumaczyć wszystkiego na świecie, dlatego nawet wykształceni i wysoko postawieni ludzie mogą wiele stracić, jeśli będą się w życiu kierować tylko tą zasadą („upadną od niej trony”), a świat może się stać czymś zupełnie innym, mniej wartościowym („i sczernieją gwiazdy”).
Druga interpretacja może być taka, że „racjonalna furia” spowodowałaby kompletną dezorganizację umysłu człowieka. Jest ona niemożliwa do osiągnięcia, a marzenia człowieka o racjonalnym podejściu do wszystkiego – nigdy się nie spełnią.
Bóg radzi Baruchowi doświadczyć czegoś, co wymyka się racjonalizmowi – miłości do kobiety oraz cudu narodzin swojego dziecka.

- widzisz Baruch
mówimy o Rzeczach Wielkich

- chcę być kochany
przez nieuczonych i gwałtownych
są to jedyni
którzy naprawdę mnie łakną

teraz zasłona opada
Spinoza zostaje sam

nie widzi złotego obłoku
światła na wysokościach

widzi ciemność

słyszy skrzypienie schodów
kroki schodzące w dół

Bóg pragnie być kochany w prosty sposób. Oznajmiając to Baruchowi, pozostawia go samego, żeby wszystko przemyślał. Nie odlatuje na „złotym obłoku”. Schodzi ze strychu po schodach.

Tak Pan Cogito wyobraża sobie spotkanie zwolennika panteizmu z Bogiem.
Czy jego umysł jest szerszy niż umysł Spinozy?

14 maja 2009

Ścięte włosy Marii


Oparty na opowiadaniu Bohumila Hrabala film Postrzyżyny to historia pięknej, niepokornej Maryśki oraz jej męża Francina, który zarządza browarem w Norymburku. Francin brzydzi się pracować przy mięsie, w przeciwieństwie do Marii, która z radością dzieli mięso, a po upieczeniu z jeszcze większą radością je zjada, nie żałując sobie piwa z pobliskiego browaru. Wszystko to robi niezwykle urokliwie, z niewinnym uśmiechem. Jest prawdziwą ozdobą miasteczka, ma piękne, długie blond włosy, uwodzi mężczyzn, a jej oddany mąż nie potrafi się na nią długo gniewać. Pewnego dnia Maryśkę i Francina odwiedza ich sympatyczny, choć bardzo głośny i męczący kuzyn, szewc Pepin, który swoimi opowieściami potrafił zaczarować wszystkich wokół (postać posiada swój rzeczywisty pierwowzór). Ku rozpaczy Francina, Maria i Pepin doskonale się dogadują. Cechuje ich taka sama frywolność, pogoda ducha i lekkie podejście do życia. Świadczy o tym np. ich wspólne wejście na komin po to, żeby podziwiać piękną okolicę. Jednak tańcząc z Pepinem, Maryśka skręca nogę w kostce, staje się bezradna i skazana na łaskę (wniebowziętego z tego powodu) Francina. I jest to początek jej prawdziwej odmiany...

Ciemny, tajemniczy las psychoanalizy


Czy wiesz, że warto pomagać rodzinom dysfunkcyjnym zamiast od razu odbierać rodzicom prawa rodzicielskie? A to, że dla małego człowieka lepiej jest mieszkać w rodzinie zastępczej niż w domu dziecka? A to, że należy często przytulać małe dzieci, a jeśli są chore, jak najwięcej przebywać z nimi w szpitalu? Wiesz. Ale gdybyś żył przed Anną Freud, nie wiedziałbyś.
To właśnie szósta, najmłodsza latorośl twórcy psychoanalizy dokonała tych – banalnych dla nas, ludzi XXI wieku – odkryć.
Anna Freud urodziła się w 1895 roku w Wiedniu i niedługo po przyjściu na świat została oddana pod opiekę niani (jej matka musiała wyjechać w celach zdrowotnych). Dziewczynka nie miała dobrego kontaktu ze swoim rodzeństwem. Nie pozostały jej również dobre wspomnienia z lat szkolnych. Być może dlatego zainteresowała się pracą ojca. Już w wieku 14 lat uczestniczyła wraz z nim w spotkaniach Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. Od wczesnej młodości zajmowała się psychoanalizą, której potem poświęciła całe swoje życie.
W swojej książce „Ego i mechanizmy obronne” (1936) Anna Freud przedstawiła 2 mechanizmy obronne (które zostały dodane do istniejących już wówczas 10): identyfikację z agresorem i altruistyczne wyrzeczenie. Pierwszy z nich jest dzisiaj powszechnie znany i upraszczając polega na zależności „byłem bity w dzieciństwie --> będę bił swoje dzieci”, drugi natomiast jest o tyle interesujący, że porusza ważną i nierozstrzygniętą do tej pory kwestię – czy istnieje coś takiego jak prawdziwie altruistyczna postawa wobec drugiego człowieka? Słynna psychoanalityczka zdaje się skłaniać ku odpowiedzi przeczącej.
Innym ciekawym spostrzeżeniem pochodzącym z lektury „Ego i mechanizmy obronne” jest to, że celem analityka jest uświadomienie pacjentowi tego, co jest w nim nieświadome - elementów nieświadomych zarówno w id, jak też w ego i superego, a nie jak mi się wcześniej wydawało – tylko elementów id. Tak naprawdę ego jest w centrum zainteresowań psychoanalityka, bo ono wytwarza obrony, które można obserwować.
Psychoanaliza dla osoby, która poznaje ją tylko odrobinę, zdaje się być ciemnym, tajemniczym lasem. Pełna seksualnych pojęć, dziwacznych wyjaśnień i domysłów jest jednak wciąż szanowaną i praktykowaną dziedziną psychologii, jej I siłą.
Może kiedyś, zamiast obejść go wokoło - uda mi się wejść do ciemnego lasu psychoanalizy :-).

11 maja 2009

11 maja 1971


Jak na ludzi przystało, zapominamy
na śmierć, że życie szybko puszcza się
w niepamięć.


- napisał Krzysztof Siwczyk w „Wierszach dla palących”. Tak, puszcza się w niepamięć. Ale nie życie Rafała Wojaczka, którego zagrał 10 lat temu.
Lech Majewski dokonał czegoś wielkiego opowiadając historię Tego skurwysyna Wojaczka, poety, / Pijaka i darmozjada. Filmowi zarzucano wprawdzie niezgodność z rzeczywistością oraz to, że Wojaczka ukazywał jako bezmyślnego alkoholika, chorego psychicznie degenerata. Usłyszałam też od znajomych, że kiedy obejrzę film o Wojaczku, nie będzie mi się już chciało czytać jego poezji. Ale tak się nie stało.
Spodziewałam się obejrzeć film o człowieku zagubionym, próżnym, wrażliwym, trudnym. Takiego poetę przedstawiają Maciej M. Szczawiński w „Rafale Wojaczku, który był”, Bogusław Kierc w „Prawdziwym życiu bohatera” czy Stanisław Bereś i Katarzyna Batorowicz-Wołowiec w „Wojaczku wielokrotnym”. Rafał Wojaczek to postać kontrowersyjna, może dlatego przyciąga innych po dziś dzień.
W „Wojaczku” Teresa Ziomber – ukochana Rafała i jego żona – pielęgniarka w szpitalu psychiatrycznym zostały zlane w jedną postać – Teresę. Takie nieścisłości mnie nie rażą. Trudno byłoby w 1,5 godziny filmu umieścić wszystkie fakty. Rafał jest tu ukazany jako awanturnik i alkoholik – bo takim człowiekiem był, ale nie wydaje mi się, żeby został odebrany jako bezmyślny. Reżyser uprościł, skrócił, przejaskrawił jego historię. I dobrze, że to zrobił, bo dzięki temu powstał wciągający obraz młodego poety.
Rafał i jego wiersze nie odejdą w niepamięć. Może wydawać się, że jego skrywana pod warstwą kpiny, wulgarności, obsceniczności wrażliwość pociąga tylko i wyłącznie zbuntowanych nastolatków. To nieprawda. Świadczą o tym naukowe publikacje na temat jego twórczości oraz zaliczenie jej do poezji klasyków.
Grób Rafała Wojaczka na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu jest miejscem kultu. Stanisław Bereś we wstępie do „Wojaczka wielokrotnego” pisze:
„…nieraz miałem okazję obserwować intrygujące sceny przy grobie tego (…) poety: młodych ludzi, siedzących na masywnej, granitowej płycie, grających na gitarach i śpiewających, pijących piwo lub wódkę, niejednokrotnie obejmujących się i całujących”.
Tej nocy zapewne także młodzież przesiaduje przy grobie Rafała. Jest 38 rocznica jego śmierci. Może za rok będę już po lekturze książki „Który jest. Rafał Wojaczek w oczach przyjaciół, krytyków i badaczy” pod redakcją Romualda Cudaka i Macieja Meleckiego, a może nawet po odwiedzinach na Wawrzyńca. Jego poezja i legenda pociągają mnie.

10 maja 2009

Stanisław Soyka o myśleniu

Na miły ból – życie nie tylko po to jest, by spać.
Życie jest po to, by w myśleniu trwać
i aby żyć trzeba neuronów używać.