Moje doświadczanie Krakowa przypomina lizanie papierowej torebki z pączkiem w środku. Czuję zapach, może nawet smak, ale do spróbowania daleko.
Czekam na moje przyjaciółki, moich pierwszych gości. Odwiedzimy smoka, pospacerujemy po Starym Mieście, dla nich to będzie wycieczka, dla mnie wciąż lizanie pączka przez papier. Oswajanie. Po trochu, powoli, ale bezustannie.
A wieczorem będzie miszel z biedronki.
Jak wtedy, kiedy mieszkałyśmy we trzy. Będziemy udawać, że może być jak dawniej. Poznawać się, doskonale się znając. Będziemy wspominać, żegnać się i witać w nowej rzeczywistości, nieśmiało, z żalem, ale i nadzieją (im więcej miszela, tym więcej nadziei).
Trochę bardziej dorosłe, ale nie do końca.
27 listopada 2013
13 listopada 2013
Okruchy
Od kiedy wyjechała, storczyk nie
wydusił z siebie ani jednego kwiatka. Na pierwszej łodydze jest (tak jak
było) sześć, na drugiej tylko jeden. Mimo regularnego podlewania wszystkie pąki
z drugiej łodygi uschły. Storczyk wygląda dokładnie tak jak w dniu jej wyjazdu,
czyli miesiąc temu.
Kraków jest pusty i próżny, ale nauczyłam
się, że zwykle pod taką skorupą kryje się jakiś smutek. Będę go szukać. Na
razie przyzwyczaiłam się do codziennego mijania ładnych, starych budynków. I do
zarysu gór, kiedy stoję na przystanku.
Dziś dostałam się do szkoły
psychoterapii. Powiedziała, że jest ze mnie dumna, a mnie ścisnęło w żołądku. Tak
bardzo o tym marzyłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)