23 listopada 2011

Tomasz Mann „Czarodziejska góra”

Zastanawiam się nad tym, czy to Hans był ciekawą postacią czy to Autor z przeciętnej postaci uczynił niezwykłą dzięki swojemu pisaniu - dostojnemu, dokładnemu, inteligentnemu i pełnemu wyrafinowanego humoru. Takie połączenie sprawiło, że czytając Czarodziejską górę, miałam wrażenie obcowania z czymś wyższym. Nie powiem, żeby mnie ta książka nie wymęczyła, szczególnie dysputy Settembriniego i Naphty. Ale nie mogłam jej porzucić. Czekałam na to, aż Castorp przestanie być zniewieściałym, leniwym chłopcem. Oczy zapłonęły mi pod koniec pierwszego tomu, kiedy odważył się ujawnić swoje uczucia. Potem obserwowałam kształtowanie się jego poglądów. Po przyjeździe do Davos był tylko uczniem, a z biegiem czasu zaczął myśleć samodzielnie i ta przemiana bardzo mi się podobała. Zakończenie natomiast, chociaż nie było szczęśliwe, sprawiło mi ulgę. Pomyślałam sobie: tak, to prawdziwy mężczyzna. Mądry i odważny, więc warto było zagłębić się w jego historię.

Tomasz Mann wydaje się być interesującym człowiekiem. Dawniej bardzo spodobała mi się jego Śmierć w Wenecji (którą lubię porównywać z Lolitą Nabokova). Po Czarodziejską górę sięgnęłam dlatego, że poleciła mi ją przyjaciółka, jako jedną z jej ulubionych książek.

Jeśli chodzi o takie pomysły, jak porównywanie góry do sytuacji Europy itd. to zupełnie tego nie widziałam. Raczej zobaczyłam u Hansa strach przed życiem (góra rzeczywiście była czarodziejska, wciągała coraz to nowych ludzi niczym czarna dziura), a jego historię jako rozwój osobowości pod wpływem inspirujących ludzi. Odnosiłam też wrażenie, że Autor z lekkością bawi się słowem. Lubię czuć coś takiego, bo ważny (może najważniejszy?) jest dla mnie język. Śmiem twierdzić, że ze zwyczajnej historii można uczynić niesamowitą, posługując się błyskotliwym językiem.

Dodam jeszcze, że Mann kojarzy mi się trochę z Bergmanem. Obaj są dosyć poważni, ale w pewnych momentach dają patelnią w twarz. Czasem dowalą pesymistycznym wnioskiem, czasem dostojność przerywają odsłaniając żartobliwe, wstydliwe aspekty życia. Chętnie bym obejrzała Czarodziejską górę w reżyserii Bergmana.

Davos

20 listopada 2011

Duchy i demony

Zajmuję się teraz, obok neuropsychologii, także bardziej zabawnymi rzeczami. Na etnologii będę pisać pracę o demonach wodnych w mitologii słowiańskiej. Dlatego ostatnio wpadają mi w ręce różne ciekawe książki. Jedna z nich to "Duchy i demony" Wilhelma Gaja-Piotrowskiego. Urzekły mnie ilustracje i podpisy pod nimi. Pozwolę sobie wkleić kilka zdjęć. Na początek jakże proste stwierdzenie dotyczące Śmierci.



I jeszcze kilka ciekawych stworzeń.











W innej książce pt. „Religia Słowian” Andrzeja Szyjewskiego przeczytałam za to, że „Mitologia i doktryna religijna pełnią tę samą funkcję – bronią przed destrukcyjnymi efektami rozumu”. Zastanawiam się nad tymi słowami od dawna. Olbrzymia wyobraźnia i mechanizmy obronne działały przecież u człowieka od zawsze. Sprawiały, że potrzebował wiary w istoty, które się nim zaopiekują i które można przebłagać odpowiednimi zabiegami, przejmując kontrolę (chociaż jej część) nad swoim życiem. Żałosne? E tam. Ludzkie:-)

14 listopada 2011

List z przyszłości

Pewnej nocy puściłam wodze fantazji i wyobraziłam sobie, że jestem stara...

Kraków, 22.10.2054

Drogi M,

To bardzo miłe, że o mnie jeszcze pamiętasz. Minęło tyle czasu…

Po śmierci Pawła długo nie mogłam dojść do siebie, trochę mieszkałam u Julii, teraz już jest lepiej, wróciłam do swojego mieszkania i nawet przyzwyczaiłam się do samotności. Do Julii jeżdżę czasami, żeby pomagać przy Aneczce. Ania to moja 2-letnia wnuczka. Mieszkają blisko z Jackiem, ojcem Ani, na Wzgórzach Krzesławickich.

Często wracam do przeszłości. Przypominam sobie młodość, kiedy nie mogliśmy dojść do porozumienia. To dziwne, bo teraz nie spieram się już właściwie z nikim. Nawet pies sąsiadki załatwiający się pod oknem przestał mnie irytować, a zaczął bawić.

Wrażeń dostarczają mi pacjenci. Po przerwie wróciłam do pracy, przychodzą do mnie młodzi ludzie z trudnych domów, poharatani przez los. Mam dla nich jeszcze więcej czułości niż przedtem. Nie umiem zrezygnować z pracy. Chciałabym, żeby wiedzieli to, co ja już wiem. Cierpliwie czekam na ich przemiany.

„W poszukiwaniu straconego czasu” to naprawdę dobra książka. Nie czytając jej, spierałam się wcześniej, że musi być nudna, podobnie jak z filmem Lisbon Story, który uznałam za nudny, a później za cudowny. Widać przez całe życie człowiek do czegoś dorasta. A do niektórych rzeczy nie dorośnie nigdy, bo nie starczy mu czasu. To przerażające i frapujące zarazem.

Myślałam ostatnio nad moralnością tego, co robiliśmy. Może Cię zaskoczę, ale uznaję, że to było w porządku. W młodym wieku wiele rzeczy jest dobrych, które potem robią się śmieszne albo niemożliwe. Dlatego niczego nie żałuję. Przeciwnie, gdyby można było cofnąć czas, zrobiłabym to z przyjemnością jeszcze raz. Ach, jak miło by było mieć znowu taką skórę jak wtedy.

Paweł nigdy nie dowiedział się o naszym spotkaniu w lipcu 18. roku. Kochałam go wielką miłością, choć nie tak szaloną jaką dawno temu kochałam Ciebie. Zwiedziliśmy z Pawłem trochę świata, śmialiśmy się z tych samych rzeczy i rozmawialiśmy codziennie. Nie praktykował wprawdzie jako psycholog, ale potrzebę rozmawiania miał dużą, skrzywienie po studiach, zresztą jakże pożyteczne. Stałam się przy nim dojrzałą kobietą, różnica wieku robiła swoje. Był świetnym ojcem, Julia miała przy nim to wszystko, czego ja nie miałam przy swoim. Było nam cudownie. Aż do wiosny 49, kiedy dowiedzieliśmy się o jego chorobie. Co za ironia, nigdy nie palił, a umarł na raka płuc. Na szczęście nie trwało to długo.

Nie dowiedział się o nas, bo nie było po co go tym obarczać. Wspomnienie tamtego lipcowego dnia i tak długo mnie dręczyło. Ale za jakiś czas zaczęło się układać, zaszłam w ciążę i nie było powodu, żeby przerywać szczęście. Pamiętasz, obiecaliśmy sobie wtedy, że już nikogo nie skrzywdzimy i dotrzymaliśmy słowa.

Czy Małgorzata jest nadal Twoją żoną? Jak Twoje zdrowie?

Z Twojego listu nie mogłam niczego wywnioskować, był bardzo tajemniczy. I jednak dobrze, że mieszkam tutaj od 25 lat i że dotarł do mnie ten list.

Pozdrawiam ciepło,
A.