Tak łatwo przekroczyć granice. Ale podchodzimy, inaczej byłoby nudno. Spacerujemy po krawędzi czarnej dziury. Czasem ktoś zrobi o jeden krok za dużo. O tym właśnie opowiada film pt. Dzień, w którym umrę Grzegorza Lipca.
Maski, socjalizacja i skutki wyrwania się z niej – niby oklepany temat. Niejeden już próbował i źle skończył. Ale ci, którzy źle kończą, chyba nie patrzą na tych poprzednich. Uwolnienie z konwenansów jest ich pomysłem. Ciągle nowym.
Więc to nie kwestia oryginalności tematu. A dawno żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Może to zasługa głównego bohatera, w tej roli świetny Tomasz Burka. A może takiego połączenia mojego przerażenia, zaciekawienia filmem i czarnego humoru reżysera, które jest potrzebne, żeby poruszyć moje serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz