19 lutego 2010

Prosta historia

Lubię prostych ludzi, którzy nie obnoszą się ze swoim nieszczęściem albo wrażliwością. Mają jakąś filozofię życia, trzymają się jej i robią swoje. W skromności jest coś pociągającego.
Prosta historia to film Davida Lyncha o starym człowieku, Alvinie, który dowiedziawszy się o chorobie brata, postanawia do niego pojechać. Bracia pokłócili się i nie widzieli od dziecięciu lat. Alvin nie ma samochodu, więc wyrusza w podróż kosiarką z przyczepą. Ma dużo czasu na przemyślenia, poznaje ciekawych ludzi. Bałam się, że końcowa scena będzie zbyt cukierkowa, ale nie była :).
Polecam.

A tutaj muzyka podróży:


16 lutego 2010

Pierwszy raz z Hrabalem


Jest to opowieść o pewnym mieszkańcu Pragi, który pracuje trzydzieści pięć lat przy hydraulicznej prasie i wiele książek ratuje od zniszczenia, znosząc je do swojego domu. Ma ich w domu dwie tony, są w każdym pomieszczeniu. Hantia to człowiek samotny, pochłonięty pasją. Pasją tak wielką, że wypełnia całe jego życie i nadaje mu sens. Nieco zgorzkniały, oceniający z dystansem dawne wydarzenia. Niby obojętny, ale wrażliwy i mądry. Piwnica, w której pracuje, wypełniona po sam sufit stertą starego papieru i książek, jest jego miejscem na ziemi. W refleksje nad odkrywaniem lektur, wplecione są historie z jego życia i komentarze dotyczące rzeczywistości. Opisy są szczere i dosadne, Hrabal zdaje się czerpać przyjemność z łamania tabu, ukazując z humorem ludzkie słabości. Naturalizm tej książki przypadł mi do gustu. Jest ona spowiedzią człowieka doznającego porażki, który nie żałuje swojego poświęcenia. Dwie tony książek w domu Hantii poruszyły mnie. Jego fascynacja literaturą i sztuką jest godna zastanowienia. Pomimo, że był „wbrew własnej woli wykształcony” ;).

11 lutego 2010

Świetlicki, Herzog, Bralczyk



„…mam to na końcu języka, / mój język nie ma końca” pisze Marcin Świetlicki. A potem dodaje: „to jest zwyczajnie historia o człowieku, / który uparcie pisze, chociaż wszystkie klisze / już prześwietliły się”.

Z jednej strony odczuwa upływający czas, z drugiej podkreśla, że nie przestanie pisać.

Dotrzymuje słowa. Choć jego ostatni tomik Niskie pobudki w moim odczuciu jest gorszy od poprzednich, to cieszę się, że pisze nadal. Sam sposób jego pisania pobudza mnie do myślenia, nawet jeśli wiersze podobają mi się mniej.

W Niskich pobudkach jest sporo odniesień do ludzi, których nie znam. Poza tym jest tam wiele krótkich form i dużo powtórzeń, które jednak nie rażą.

Wśród wierszy, na które zwróciłam uwagę jest np. MINIMALIZM :

Budzę się z bezsenności, oczekuję burzy.
Boże, daj burzę! Niech się każdy kontur
wyostrzy! Niech to błyśnie,
a potem choćby poczernieje, zdechnie!

Dla jednego błysku,
Boże, daj burzę, dla jednej eksplozji!
Byłem cierpliwy, wytrzymałem wiele
upalnych, mętnych godzin.

Jedną czystą sekundę daj.


W innym wierszu ładnie napisał o życiu:

KRÓTKO, ALE INTENSYWNIE

Krótko, ale intensywnie.
Co zostaje?
Zostaje ugryzienie, zadrapanie.
Zostaje dziura wypalona w czymś.

Krótko, ale intensywnie.
Co zostaje?
Parasol pod stołem.
Zostaje ugryzienie, zadrapanie.
To zostaje.

Na koniec odważne wyznanie.

DLATEGO, ŻE MNIE
NIE CHCESZ


Dlatego, że mnie nie chcesz,
znajdę robotę w telefonii,
znajdę robotę w tefałenie,
znajdę robotę w bankowości,
dlatego, że mnie nie chcesz.
Dlatego, że mnie nie chcesz,
będę dodatkiem do kolorowych
pism dla gospodyń domowych,
dlatego, że mnie nie chcesz.
Dlatego, że mnie nie chcesz,
wypalę na raz siedem paczek
papierosów superlights
mentolowych.
Dlatego, że mnie nie chcesz,
wymieszam piwo z red bullem
i będę żywił się wyłącznie
w centrach handlowych,
dlatego, że mnie nie chcesz.
Dlatego, że mnie nie chcesz,
znajdę robotę w telefonii,
znajdę robotę w bankowości,
znajdę robotę w tefałenie,
bo wszyscy już tam robią.
I zrobię laskę prezesowi,
i zrobię laskę prezesowej,
bo wszyscy to robią,
dlatego, że mnie nie chcesz…

Cały świat przeciwko niemu, bo ona go nie chce. Fajnie to napisał. :)

I jeszcze zdanie, które mnie zastanowiło:

Wakacje spędzam / jak płód.

To bardziej tragiczne czy przyjemne? Sama nie wiem.
Czekam na kolejny tomik.




„W małym miasteczku nad rozległym stawem…”
Potem scena z poniżaniem żołnierza, Franza Woyzecka. I wtedy się zaczyna. Ten film jest ciężki jak ołów. Klaus Kinski bardzo ekspresyjnie zagrał człowieka ogarniętego obłędem. Człowieka, którego źle traktuje przełożony, żona zdradza, a miejscowy lekarz przeprowadza na nim eksperymenty. A może mu się wydaje? Może to film o chorym człowieku, któremu wydaje się, że żona go zdradza, że inni chcą mu zrobić krzywdę? Jedno jest pewne. Franz cały czas się boi. Strach dyktuje mu sposób zachowania – jest szybki, spięty, wiecznie gdzieś goni. Może więc główną rolę gra tutaj lęk. A może po prostu to historia o tym, że każda psychika ma swoje granice wytrzymałości.
Uniosłam ciężar kolejnego filmu Mistrza. Klaus Kinski miał tak smutne oczy, jak wtedy, gdy grał Nosferatu i wypowiadał genialne słowa:
„Czas jest otchłanią sięgającą głębi tysiąca nocy. Mijają wieki. To straszne, gdy nie można się zestarzeć. Śmierć to nie wszystko. Są rzeczy straszniejsze. Wyobraża pan sobie, że można przeżyć wieki i wciąż doświadczać tej samej marności?”.
Woyzeck mniej mi się podobał niż Stroszek, ale do tej pory Herzog mnie jeszcze nie zawiódł. Odetchnę przed kolejnym jego filmem, bo w nadmiarze mogą szkodzić na układ nerwowy. :P




Pamiętam pewną lekcję polskiego. Było to w którejś z klas 1-3. Uczyliśmy się wtedy czytać z białego elementarza z czarnowłosą Dorotką na okładce. Pani kazała wyszukać w tekście słowo, w którym dwie takie same spółgłoski stoją obok siebie albo takie, które przenosi się zostawiając spółgłoskę na końcu jednej linijki, a drugą, taką samą zapisuje w kolejnej linijce – nie pamiętam już dokładnie polecenia. W każdym razie nikt z klasy nie wiedział, a ja powiedziałam: sukiennice. Byłam z siebie bardzo zadowolona, pamiętam to uczucie do dziś. Już wtedy język polski stał w wyraźnej opozycji do matematyki (królowej nauk nie zrozumiałam nigdy), już wtedy budził we mnie jakieś uczucia. Lubiłam też dyktanda. I jak do tej pory wcale mi nie przeszło. Ostatnio postanowiłam sięgnąć po książkę Słowo o słowie, żeby dowiedzieć się o naszym języku trochę więcej.

Profesor Bralczyk pokazał mi język polski jako dynamiczną strukturę, która wciąż się zmienia i na którą my, zwykli użytkownicy mamy wpływ. Bo jeśli jakieś słowo wejdzie do użycia, to prędzej czy później pojawi się w słowniku. Oczywiście, jeśli tym słowem będzie się posługiwać bardzo dużo ludzi. Z jednej strony jest to wygodne, bo jeśli użyjemy słowa rzadkiego, to jednak nie popełnimy błędu. Z drugiej – to ciągły bałagan.

Co mnie zaskoczyło w książce Słowo o słowie?

1. odmiana nazwiska Dali. Nie ma Dalego. Mój słownik poprawnej polszczyzny PWN z 2002 roku podaje, że Dali się nie odmienia.
2. odmiana słowa blog – prof. proponuje blogu, a słyszy się raczej bloga
3. podobnie jest z smsem czy mailem. Poprawnie byłoby wysyłamy sms, wysyłamy mail. Ale kto tak mówi?
3. nazwisko małżeństwa zapisujemy Nowakowie, Prętcy (kiedyś adresując kartkę do dziadków, ktoś zwrócił mi uwagę, że zapisując nazwisko, powinnam użyć liczby pojedynczej, a może to jeszcze inna sprawa?)
4. dopełniacz słów dobranoc i Rzeczpospolita – dobrejnocy i Rzeczypospolitej. W mianowniku nie powinniśmy pisać Rzeczypospolita – to jeszcze jest zrozumiałe. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie forma dobrejnocy. Sprawdziłam w słowniku, który podaje: życzyć komuś dobrej nocy.
5. zdrobnienie od kakao – kakałko
6. nie zdawałam sobie sprawy, że o ile ze słowem doktor sprawa jest prosta, nie ma tego dra lub dr., to z kobietą doktorem jest zawsze tak samo: tu stoi pani dr, porozmawiam z panią dr, nie ma tutaj pani dr, żadnych kropek. Niby logiczne, ale wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.
7. w potocznym języku funkcjonuje forma tych uczni. Zajrzałam do słownika, jest dopuszczalna. Jak dla mnie kosmos.
8. podobnie było z formą protokółu. Dałabym sobie rękę uciąć, że tylko protokołu jest poprawnie. Już bym nie miała ręki.
9. dopełniacz liczby mnogiej od zło czy tło. Tych zeł, tych teł, śmiesznie brzmi.
10. półtora roku temu, półtorej tylko z rzeczownikami w rodzaju żeńskim. Tutaj często robiłam błąd.
11. te postaci, te postacie – obie formy poprawne, ale kiedy mamy liczebnik, to już tylko (np. 3) postacie
12. uderzyć się w palec, robiłam błąd mówiąc uderzyłam się w palca
13. Mrówka obeszła górę – góra została przez mrówkę obeszła. Tak, właśnie tak!
14. ubranie nakładamy lub wkładamy. Założyć marynarkę to już błąd!
15. istnieją formy Litewka i Łotewka. Ale ja ich nigdy nie użyję.
16. istnieją także takie słowa jak: widź – od widzieć, móż – od móc, muś – od musieć
17. ścichapęk – ktoś, kto się skromnie zachowuje, ale czasem nagle powie głośniej coś trafnego, funkcjonuje także jako przymiotnik – on jest taki z cicha pęk albo przysłówek – odezwał się z cicha pęk. Pierwsze słyszę :)
18. słowo patrzał jest poprawne
19. chłopacy – to słowo jest dopuszczalne.

Co mnie uspokoiło:

1. piszemy romantyzmie, czytamy romantyźmie
2. w wyrazie analiza akcent pada na „li”, a nie na „na”, w wyrazie nauka na „u”, a nie na „a”
3. ha ha ha i cha cha cha – obie formy poprawne (za którąś z nich, nie pamiętam już którą, dostałam kiedyś w podstawówce 2 z dyktanda – pani policzyła mi to jako 3 błędy :-) )
4. Nowy Rok to jeden dzień. Nie życzymy komuś szczęśliwego jednego dnia, tylko wszystkich, a więc szczęśliwego nowego roku – tak jest dobrze
5. kisielu, nie kiślu
6. meczów, koców
7. psychologowie, psycholodzy – obie formy poprawne
8. pół do dwunastej, wpół do dwunastej – tutaj tak samo
9. wymyślił – wymyślić, nienawidzi – nienawidzić, i tylko tak jest dobrze.

I pomyśleć, że za kilka lat, szlag trafi moje przemyślenia. A już dla obcokrajowców – to nie do nauczenia. Wszystkiego nie chciało mi się sprawdzać w słowniku. Być może prof. Bralczyk, jak każdy człowiek, czasem się myli. Zresztą przeważnie podaje, co jest lepsze, a co nie, rzadziej co jest zabronione. Czytając, często doznawałam szoku, bo to co wydawało mi się stuprocentowym błędem, jest jednak dopuszczalne. Dziwny ten nasz język. Ale i tak go kocham.

Jeszcze jedna uwaga. Pewnie w tym tekście zrobiłam wiele błędów językowych. Ha ha ha! (Cha cha cha!) :D

7 lutego 2010

Wolność

Starożytni myśliciele zastanawiali się, czym ona jest. Już wiem, dlaczego. Bo nie mieli sesji. :P

Nadszedł czas, kiedy mogę np. spokojnie pobyć tu.

A potem to się zobaczy… :-)