Czasem wybierają mnie przypadkiem. Bo odpowiada im ta godzina, bo mieli impuls, żeby zapisać się na wizytę właśnie dzisiaj. Czasem czytają mój opis i coś ich przyciąga. Nierzadko, zanim się zgłoszą, zwlekają miesiącami lub latami. Dochodzą do muru, coś się przelewa, coś w nich pęka.
To takie dziwne zwierzać się osobie, którą widzi się pierwszy raz w życiu. Ja to wiem, bo sama tego doświadczyłam, więc mam do tego dużo czułości.
Nie musi pani przepraszać za łzy.
Było trudno tutaj przyjść.
Pierwsze spotkanie jest emocjonalne.
Cieszę się, że poszukał pan dla siebie pomocy.
Jedni mówią dużo i otwarcie, inni wstydzą się, cedzą. Przychodzą ze swoimi traumami, rodzinami, miłościami, emocjami i myślami, które woleliby zachować dla siebie. Swoimi brzydkimi częściami. Białymi plamami. Puzzlami z brakującymi elementami. Powoli zrzucają ciężar. Zaczynają oddychać.
Są różne momenty. Wściekają się na terapię, na mnie, na zbyt mozolny postęp, samotność, przeciwności losu, ludzi, którzy utrudniają im zmianę.
Są chwile niesamowitego poruszenia (one występują raczej rzadko). Kiedy mówią o swojej walce, swojej zdrowej części, która pozwoliła im przetrwać. Człowiek naprawdę jest w stanie wiele wytrzymać. To pozostawia blizny, ale też daje nadzieję. Zdarza się, że zaszklą mi się oczy, ale nie chcę, żeby to było na pierwszym planie. Mówię wprost o swoim poruszeniu i doceniam ich za te ważne kroki.
Ale zazwyczaj to żmudna harówa. Omawianie codziennych sytuacji, spięć, ich radzenia sobie. Staram się pamiętać o ich sprawach, ale częściowo muszę je zapisywać, żeby móc się do tego odnieść za jakiś czas i pomóc im połączyć to w całość.
Gdy mówią o traumach, sprawdzam czy ich układy nerwowe nie są za bardzo rozregulowane.
Pytam. Komentuję. Nie jakoś dużo. Towarzyszę. Modyfikuję szkodliwe przekonania. Pomagam zdjąć warstwy rodzinnego mułu, pod którymi jest spokój i wiedza o tym, kim się jest.
Nie wszystkim jestem w stanie pomóc, nie ze wszystkimi jest flow, nie wszystkich lubię. Nie idealizuję tej pracy. Ale kiedy odpocznę, chce mi się do niej wracać. Potrzebuję urlopu, żeby za nią zatęsknić.