To bardzo niewygodna książka. Udowadnia, że można spokojnie żyć nie myśląc o ludziach, którzy codziennie umierają z głodu. Autor oskarża. Nie tylko innych ludzi mających co jeść, ale też samego siebie. Mam z tą książką problem. Z jednej strony dowiedziałam się bardzo wiele o mechanizmach, jakie napędzają głód na świecie, poznałam dużo wzruszających historii mieszkańców dalekich krajów, ale oprócz współczucia i bezradności poczułam też złość na autora.
Tak, poczułam się oceniana. Owszem, mam dach nad głową, jest mi ciepło, mam co jeść, ale czy to jest powód, żeby przez cały czas trawiło mnie poczucie winy, że gdzieś na świecie istnieje cierpienie?
Wybrałam zawód pomocowy i pomaganiem ludziom zajmuję się od wielu lat, wcześniej na wolontariatach, teraz w pracy. Z cierpieniem i problemami obcuję na co dzień. Czy to się nie liczy? Albo liczy mniej?
Gdybym uważała, że mogę pomóc wszystkim, którzy będą tego potrzebowali - zwariowałabym. Gdybym nie żyła jak człowiek, nie mogłabym pomagać innym. Nie mogłabym tego robić również wtedy, gdybym nie miała swojego życia, przyjemności, zainteresowań. Wypalenie powoduje, że stajemy się obojętni i bezużyteczni.
Martin Caparros czytając te słowa pewnie uśmiechnąłby się ironicznie. Nie dziwię się. Gdybym była tak mocno zaangażowana w sprawę walki z głodem jak on i zobaczyła to wszystko, pewnie też bym tak zareagowała.
Ale trochę bliższa była mi narracja Tochmana, który w "Eli, Eli" zastanawiał się nad etyką zawodu dziennikarza, nad bieda-turystyką, odpowiedzialnością człowieka, który widzi cierpienie, za to, że nic w tej sprawie nie robi - nie może zrobić. Narracja wstrząsająca, ale zarazem bardziej ... ostrożna? Pokorna?
A może "Głód" Caparrosa miał wywołać taką złość?
10 listopada 2017
6 listopada 2017
Kopernika 23
Jestem w szpitalu na Kopernika, kiedyś dużo czasu spedzała tutaj Haśka. Rozmawiał ze mną przejęty stażysta o drżących dłoniach, a pani w zabiegowym przed pobraniem mi krwi nalała sobie do kubka ciemnoczerwonego syropu do rozcieńczenia. Mam ładny widok z okna - na wpół nagie drzewa i stare budynki. Obok mnie pojękuje kobieta w średnim wieku, prawdopodobnie ma raka, czeka na wynik tomografii. Godzina trwa tutaj trzy razy dłużej niż normalnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)