26 grudnia 2015

Wigilia

Wujek umarł, ale śmierć obeszła nasz dom. Była w oczach babci, w jej czarnym ubraniu, kiedy wróciła z pogrzebu, w jej zgodzie na starość, w jej postawionym już dawno nagrobku. Żeby nikogo nie kłopotać, kiedy sama umrze. Śmierć obeszła nasze święta, dobrotliwie usunęła się z wigilijnego stołu.

Chciałabym z tak stoickim spokojem jak babcia przyjmować wiadomości o śmierci bliskich osób. Ona to bardzo przeżywa, ja to wiem. Ale nie robi histerii, nie narzuca się nikomu ze swoim bólem. Woli raczej wspomnieć, jak to było, kiedy była mała. Wspominała swojego drugiego brata, zmarłego w młodych wieku prawie pięćdziesiąt lat temu. Wspominała jak była małą dziewczynką i oparzenia leczono okładając je białą gliną leżącą obok domu. A potem mówiła o tym, jak moja mama miała kilka lat, ropiała jej rana na nodze, i nie pomógł jej lekarz, tylko moczenie nogi w wywarze z wrzosu.

Zapytała też, gdzie są moje koty. I czy w Rzeszowie. Więc wie o moim związku. Chociaż nikogo nie pyta, może nie chce, nie umie na ten temat rozmawiać otwarcie. Ale wie.

Rozmawiała z wujkiem pół godziny przed jego wylewem. Miał już naszykowane ubranie na święta, ubraną choinkę.

Pożegnała go i tego samego dnia zrobiła nam święta. Śpiewała kolędy, wspominając dom wujka, w którym sama kiedyś mieszkała.