29 stycznia 2010

Biofilia

- miłość życia. To, czego w sesji rozpaczliwie poszukuje student. :D

Dopóki nie zaliczę wszystkich egzaminów, czytanie „moich rzeczy” odpada. Ale filmów jak zwykle sobie nie odmawiam. Tak się złożyło, że w styczniu obejrzałam kilka polskich. Przeważnie były to filmy o polskiej patologii.




Film o odchodzeniu i o tym, jak sobie z tym odchodzeniem radzą bliscy. Oglądając go, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że pani reżyser gra na moich emocjach i robi to w jakiś trudny do wytłumaczenia, brudny sposób. Były tam sceny komiczne, które miały rozładować napięcie – to mi się podobało, bo człowiek nie może być cały czas poważny, nawet w obliczu tragedii. Temat przewodni - widok osoby w agonii, wiwisekcja cierpienia jest o tyle ciekawy, co ryzykowny. Udało się go zrealizować twórcy filmu pt. Dowcip o umierającej badaczce XVII-wiecznej poezji, która wypowiada niesamowite, skontrastowane ze swoją pasją słowa: „Teraz jest czas prostoty”. O śmierci opowiedział też dobrze Krzysztof Zanussi w filmie pt. Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową. Oglądając te filmy nie czuło się takiego: „zobacz, co to cierpienie, bo nie zdajesz sobie sprawy, czym ono jest”. 33 sceny z życia zdawały się przemawiać do mnie w taki właśnie sposób. Z drugiej strony jest to film bolesny. Bolesny może być tylko obraz, który robi wrażenie i wzbudza emocje, więc tego odmówić mu nie można. Zabolał. Zdenerwował mnie i sprawił, że od razu po obejrzeniu, kompletnie nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Nie chce mi się go oglądać po raz drugi. Nie podobało mi się również to, że jedną z głównych ról zagrała obcojęzyczna aktorka. To nie był dobry pomysł.




Opowieść o nadszarpniętym zaufaniu. Żona przypadkowo dowiaduje się, że mąż przez długie lata był z nią tylko po to, żeby donosić władzom na teścia. Początkowo w to nie wierzy, ale z czasem jej życie staje się studium rosnącej podejrzliwości, a później obrzydzenia. Historia jest pokazana realistycznie. Jadwiga Jankowska-Cieślak w roli kobiety ogarniętej obłędem – bardzo przekonująca. Film nie porywa, ale jest ok. Spokojnie, na psychice pozostawia tylko małą ryskę.




W kategorii filmów o patologii, ten powinien zdobyć Złotą Patelnię. Pijaństwo, siekiery, głęboki PRL, kobieta jako kura domowa, przemoc domowa, zacofanie, sodoma i gomora. Może miał być Dom zły – budynek, w którym rozgrywa się akcja - metaforą naszego złego kraju, artystycznym symbolem upadku Polaka. Ja w tym filmie nie zobaczyłam nic artystycznego. Choć tak bardzo chciałam :). Aha, jeszcze jedno. Do Tarantino i Fargo to on się nie umywa.

A oto filmy, które wzbudziły we mnie pozytywne emocje:



Spodziewałam się zwykłej bajki, a ona była niezwykła :). Zgorzkniałeś? Wydaje Ci się, że nie masz marzeń? Smutno Ci? Masz zły dzień? Obejrzyj. To prawie jak terapia. :D




On śpiewa i gra na gitarze. Ona śpiewa i gra na pianinie. W pewnym momencie swojego życia spotykają się i mają fajny prawie-romans. Bardzo subtelny obraz, chociaż końcówka mnie zdenerwowała. Ładna muzyka. Polecam.




Dokument Herzoga o ludziach, którzy wyjechali na Antarktydę w poszukiwaniu sensu życia. Jest tam filozof, który został operatorem wózka widłowego i lingwista, który hoduje w szklarni pomidory. Są ludzie, którzy z pasją badają wulkany, nurkują, odkrywając nowe żyjątka lub opowiadają o tym, że Antarktyda nie jest martwa, że porusza się w każdej chwili. Ta podróż strasznie mi się podobała.

Filmowe znieczulenie przestało działać, pora wracać do nauki. :-)

3 komentarze:

  1. "Rysa" rzeczywiście fajna. "Domu złego" wciąż nie widziałem. Jeszcze bym "Odlot" obejrzał, bo lubię Pixarów.
    A dokument Herzoga to arcydzieło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! :) fajna tematyka i w ogoóle, po prostu super ;)
    Pozdrawiam ,
    Sylwia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Epid, w sumie polecam jeden i drugi. Dobry kontrast :D
    Sylwia, miło mi, że wpadłaś. Teraz zapewne bawisz się na studniówce. Napisz maila, jak było ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń