19 kwietnia 2025

Marianna

Na lotnisku było wielu ortodoksyjnych Żydów, a każdy z nich z gromadką dzieci o dużych, niebieskich oczach. Czekali na lot do Nicei i w tym czasie czytali im bajki i rozmawiali z nimi. Obok młody chłopak lecący do Salonik próbował urwać kółka w walizce, żeby uniknąć dodatkowej opłaty przy kontroli bagażu. Kopał je w zapamiętały sposób, aż częściowo ją zniszczył i potem musiał nieść poziomo w rękach. Wkrótce pierwszy raz widziałam miasto z samolotu nocą. Wyglądało jak cmentarz 1 listopada, światełka melancholijnie przebijały zza chmur. 

Ten wyjazd naznaczony był nie-obecnością babci. W katedrze w Monreale zapaliłam dla niej świeczkę. Sądzę, że byłoby jej miło, że myślę o niej w takim pięknym miejscu i że w ogóle zwiedzam kościół (chociaż jestem "husyt", jak mnie kiedyś nazywała). 

Odwiedzenie katakumb kapucynów było przepełnione myślami o równości ludzi wobec śmierci. To uspokajająca idea, bliska mojemu sercu. 

Pustka w domu babci jest trudna do przyjęcia. Łóżko, na którym jej nie ma. Kot szukający jej, sprawdzający czy już wróciła. Kuchnia, do której już nigdy nie wejdzie powolnym, chwiejnym krokiem. Jej kula oparta o ścianę, zostawiona tak jak jest. 

Sporadycznie gdzieś wyjeżdżała, może raz czy dwa do sanatorium i to dawno temu. Była tutaj zawsze. Wakacje, ferie, święta - u niej. W ostatnich latach bywałam tutaj rzadziej, ale starałam się regularnie. To daleko, więc potrzeba co najmniej trzech dni na podróż. 

Rozmawiając z J, wyrwało mi się: "kiedy pojadę do ba...". Kiedy pojadę do matki. Nie mam już babci i będę musiała to zrozumieć.