Prowadzenie sesji psychoterapii prywatnie jest dla mnie tyleż ekscytujące, co przerażające. Ciągle kojarzy mi się z "wyciąganiem kasy". Z drugiej strony zawód psychoterapeuty jest jak każdy inny, tak staram się to sobie tłumaczyć. Zbierałam się do tego bardzo długo. Psychoterapię prowadzę już czwarty rok, więc poczułam, że już czas. Podjęłam taką decyzję mimo utrudnień, takich jak brak możliwości ograniczenia etatu w ośrodku i całodniowa praca kolejny dzień w tygodniu. Jestem na to gotowa, chociaż nie wiem, ile czasu dam radę pracować tak dużo.
Książki towarzyszą mi cały czas. Ostatnio zanurzam się w rozpaczy matki, która straciła swoje małe dziecko i chociaż sama nie chcę mieć dzieci, wczuwam się w jej ból. Justyna Wicenty w książce "Kołysanka z huraganem" szczerze i emocjonalnie opowiada o tym, jak toczy się jej życie po tragedii. Oglądałam wywiad z nią, który zachęcił mnie do kupienia książki.
Powoli godzę się z tym, że koronaświrus będzie rządził dalej i z moich pasji podróżniczych w tym roku nic nie będzie. Próbuję przekonać samą siebie, że wakacje w Polsce też mogą być super. Wychodzi różnie. Jestem tak wygłodniała jeżdżenia, że nawet perspektywa wyjazdu do Lubartowa w kwietniu wydaje mi się wielką rzeczą.
Szczepionkę przeżyłam. Wprawdzie druga dawka powaliła mnie na jeden dzień tak, że nie mogłam zwlec się z łóżka, ale już wszystko ok. Dzięki temu bez wyrzutów sumienia odwiedzę dziadków.