W tym roku przeczytałam „Księżyc” Caparrosa (podpisany
zresztą przez niego na Festiwalu Conrada, miła pamiątka). Tematem „Księżyca”
były podróże do różnych krajów świata w ciągu jednego miesiąca i towarzyszące im dziwne wrażenie nagłej zmiany miejsca. Chyba najbardziej odczuwałam coś takiego, kiedy
jeździłam na bieda-wycieczki – noc jazdy, zwiedzanie i noc powrotu. Człowiek nie
ogarnia myślami tego, że jest już gdzie indziej.
Przekonałam także samą siebie do kolejnej próby przeczytania
„Jadąc do Babadag” Stasiuka. Nie była to łatwa lektura ze względu na ogromną
ilość szczegółów podanych chaotycznie. Spójnością wyróżniały się trzy rozdziały
– o Słowenii, Albanii oraz Mołdawii. Dzięki temu ostatniemu mogłam dowiedzieć
się czegoś więcej na temat Naddniestrza.
Do Danii udałam się w książkową podróż dzięki reportażowi
Springera „Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz”. Sięgnęłam po nią dlatego, że
lubię autora, a okazało się, że zaciekawiły mnie ciemne strony kultur
skandynawskich wyrażone w tajemniczym prawie Jante.
I tak się przemieszczam to tu, to tam, mimo uwięzienia w
domu. Teraz czytam o Kurdach, a w księgarni czekają już do odebrania reportaże
z Omanu i Papui – Nowej Gwinei. Może pozwoli mi to przetrwać tęsknotę za pakowaniem
walizki… W końcu mogę się wybrać dalej niż w rzeczywistości.