- Pokazać dowód? - Zapytała dziewczyna z dużą ilością czarnych kolczyków w różnych miejscach na twarzy i tunelami w uszach. Sprzedająca była zaskoczona, stwierdziła, że nie trzeba, a ją oblał rumieniec. W gruncie rzeczy była rumieniącą się nastolatką o jasnej cerze i blond włosach, ale kolczyki, piwo Redds przesuwające się na sklepowej taśmie i dowód osobisty przygotowany, żeby się nim pochwalić, miały pokazać, że jest już dorosła. Uśmiechnęłam się w duchu i zaczęłam się zastanawiać, jak ja postrzegałam kiedyś dorosłość. Kiedy byłam mała, wydawało mi się, że dorośli palą papierosy i piją wódkę przy ważnych okazjach. Potem, że chodzą gdzie im się podoba i nikomu nie muszą się tłumaczyć. Następnie, że mają pieniądze, żeby wydawać je tak, jak chcą. Teraz przyznaję - każdy z tych pomysłów był nietrafiony. :-) Społeczne konwenanse, obowiązki, bliskie relacje i własne podejście do wielu spraw przekształcają je nie do poznania.
Innego dnia, wracając po pracy do domu, widziałam zabawę w chowanego trójki dzieci. Starsza dziewczynka pouczała i pilnowała dwójki pozostałych. W pewnej chwili zarządziła, że mały chłopczyk ma odliczyć do dziesięciu i szukać. Chłopczyk stanął odwrócony do niej i zakrył oczy rękami. Ona mówi: "licz", a on odpowiada "ja nie umiem". Rozczuliło mnie to i zaciekawiło. Jak poczuł się ten chłopiec, kiedy uświadomił sobie, że nie potrafi liczyć? Czy zazdrościł dziewczynce? A może w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Może był szczęśliwy, że biega wieczorem po dworze z innymi. Z jakiegoś powodu zapamięta tą scenę albo szybko zapomni wpisując ją nieświadomie w spójny obraz swojego dzieciństwa.
Pamiętam, jak chodząc do którejś z pierwszych klas podstawówki, uczyłam Justynę dodawać i odejmować 3-cyfrowe liczby. Byłam taka dumna, że mogę ją czegoś nauczyć. To był jedyny moment w moim życiu, kiedy lubiłam matematykę.
Jedno wspomnienie przywołuje inne... Ważni są ludzie, których spotykam przypadkiem.