19 września 2010

Wiesław Myśliwski „Traktat o łuskaniu fasoli”

Książka gadana. Może trochę przegadana, ale takie było zamierzenie autora, skoro 400 stron zapełnił monologiem. Jest to monolog człowieka dojrzałego. Czasem wydaje się on pogodny, zadowolony ze swojego życia, czasem wręcz przeciwnie. Udowadnia, że starość nie polega na całkowitym pogodzeniu się z losem. Zawsze przecież są w sercu jakieś zadry, czegoś się żałuje, czegoś się wstydzi. Mądrość polega chyba na tym, że przyjmuje się do wiadomości własną ułomność. Że próbuje się pomieścić w sobie te wszystkie nieprzyjemne uczucia, które pozostały z przeszłości.

Jest to książka o tym, że „zwykły człowiek” może mieć bardzo dużo do powiedzenia. Niektórzy nazywają to posiadaniem przez każdego własnej historii. Myśliwski czasem przybiera melancholijny ton, czasem żartuje, przechodząc płynnie z tematu na temat. Chwilami musiałam od niego odpocząć, bo jest straszną gadułą. Gada i gada, a wyłączyć się, co czasem niechlubnie robimy w trakcie nudnych rozmów, przecież nie sposób. Tutaj trzeba cały czas słuchać, dlatego bywał męczący. Wtedy robiłam sobie przerwę. Lektura Traktatu... utwierdziła mnie w przekonaniu, że lubię słuchać. Może nie non stop, ale non stop przecież nikt nie lubi. Tutaj posłuchałam człowieka, który ani nie moralizuje, ani nie jest na tyle zgorzkniały i smutny, żeby nie chciało się poznać jego opowieści. Traktat… to ciekawa historia elektryka-saksofonisty. I co istotne, człowieka uważnego. Pobudził mnie do myślenia i sprawił, że wiele razy pomyślałam: no tak, tak właśnie jest, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo lubię to uczucie. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz